Ostatnim polskim nastolatkiem, który pojawił się w Turnieju Czterech Skoczni, był w 2018 roku Tomasz Pilch. Wystąpił on wówczas tylko w dwóch konkursach - w Innsbrucku i Bischofshofen. Wiślanin miał wówczas 17 lat. Z kolei ostatnim polskim nastolatkiem, który wystąpił - jak Habdas - we wszystkich zawodach tej imprezy był w sezonie 2009/2010 Krzysztof Miętus. Miał on wówczas 18 lat. Dziś 31-latek jest jednym z trenerów w sztabie Thomasa Thurnbichlera. Habdas ani razu nie wystąpił w drugiej serii. W klasyfikacji generalnej Turnieju Czterech Skoczni zajął 46. miejsce. Zobacz także: Skoki narciarskie. Niebotyczny zarobek Halvora Egnera Graneruda po Turnieju Czterech Skoczni! Zgarnął fortunę, Dawid Kubacki wyprzedzony To jest trudna impreza, ale zebrałeś chyba cenne doświadczenie? - To prawda. Nieco inaczej wyobrażałem sobie ten turniej. Niestety po drodze, jeśli chodzi o moje skoki, się pogubiłem. Nie tak to sobie wszystko wyobrażałem. Bardzo się jednak cieszę, że mogłem wystąpić w Turnieju Czterech Skoczni. Dziękuję trenerowi za szansę. Mogłem się wiele nauczyć od naszych najlepszych skoczków. Czerpałem zatem z tego, ile mogłem. To była zatem dla mnie dobra lekcja. Tym cenniejsza, że mogłeś wystąpić we wszystkich konkursach Turnieju Czterech Skoczni. - Jak najbardziej. Nie prezentowałem wysokiego poziomu, a mimo tego dostałem szansę na występ w każdym konkursie. Bardzo się z tego cieszę. Z konkursu na konkurs czułeś się pewniej? - Po Garmisch-Partenkirchen pogrążyłem się w apatii. Nie czułem woli walki. Wiedziałem, że mojej skoki są na tyle słabe, że jak oddam nawet jakiś lepszy, to nie będę miał szans. To było chyba też powodem moich słabszych skoków. W Bischofshofen moje skoki sprawiały mi już więcej radości. Co było największą trudnością w czasie tej imprezy? - Chyba duże napięcie. Wyobrażałem sobie to wszystko inaczej. Myślałem, że będę w stanie powalczyć. Tymczasem moje skoki poszły w drugą stronę. Podłamałem się w pewnym momencie. To było dla mnie trudne. Potem jednak zrozumiałem, że przyjechałem na ten turniej zbierać doświadczenie. Teraz, po zakończeniu imprezy, myślę, że zrobiłem krok w dobrą stronę. Mentalnie dostałeś w kość, a fizycznie? - Nie było łatwo, bo skakaliśmy dzień w dzień. A jeśli nie skakaliśmy, to mieliśmy inne jednostki treningowe. To był na pewno duży wysiłek. Jestem jednak młodym zawodnikiem, więc nie odczułem tego za bardzo. Myślę, że starsi koledzy w drużynie, mieli z tym większy problem. Dużo nauczyłeś się od naszych najlepszych skoczków? - Byłem bacznym obserwatorem. Oczywiście nie dopytywałem ich na każdym kroku o wszystko. Co jednak mogłem od nich wyciągnąć, to zachowałem sobie dla siebie. Warto przeżyć taki turniej. To zupełnie co innego niż zawody Pucharu Świata. Kto nałożył na ciebie zakaz rozmów z dziennikarzami? - To była chyba wspólna decyzja naszego sztabu. Miało to miejsce po pierwszych wywiadach w Niemczech, kiedy się podłamałem. Trener chciał mi chyba ulżyć w ten sposób. Nie chciał, bym rozmawiał o niepowodzeniach. To był dobry ruch. Zabrzmiało jak powiew nadziei? - Za mną Turniej Czterech Skoczni i teraz zaczynam nowy rozdział. Mam nadzieję, że będę miał trochę czasu na doszlifowanie formy. Chcę dopracować moje skoki, by wejść na odpowiedni poziom. Wiem, że nie będę w stanie zrobić na jednym treningu trzech kroków do przodu. To będzie systematyczna praca. Teraz na mapie Pucharu Świata pojawia się Zakopane. - Nie wiem, czy ta skocznia nie lubi mnie, czy to może ja jej nie lubię. Może jednak coś się zmieni, bo co roku, kiedy tylko przyjeżdżałem na Wielką Krokiew, to musiałem zaczynać całą pracę od początku. Mam nadzieję, że w tym sezonie to się zmieni. W Bischofshofen - rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport Zobacz również: Skoki narciarski - Turniej Czterech Skoczni. Żona zażartowała z Dawida Kubackiego. Ta riposta to prawdziwy hit!