Andrzej Stękała był objawieniem sezonu 2015/2016. Wtedy zawodziła kadra A, a ówczesny 20-latek przebojem wdarł się do Pucharu Świata i był jednym z lepszych naszych zawodników tego sezonu. Sam był zdziwiony tym, co się stało, bo w rozmowie ze mną mówił wtedy, że przecież jeszcze niedawno "klepał bulę", czyli lądował wysoko na zeskoku skoczni. Wydawało się, że objawił się nam zawodnik, który zaraz może złapać wiatr w żagle i zacząć odnosić wielkie sukcesy. Nic jednak z tego. Stękała przepadł. W jego życiu było wiele zawirowań. Nawet na moment rzucił skoki. Został kelnerem, a na skoczni pojawiał się od czasu do czasu. Chaos w kadrze skoczków. Czas na poważne rozmowy. "Droga z dobrego do złego jest bardzo szybka" Skoki narciarskie. Andrzej Stękała: oddałem więcej dobrych skoków niż złych Po pięciu latach wrócił. I to jak! Odżył po tym, jak trenerem kadry przestał być Stefan Horngacher. Od razu wskoczył do światowej czołówki. Razem z kolegami został medalistą mistrzostw świata w lotach w Planicy, a w Zakopanem wskoczył na podium Pucharu Świata. Potem było już tylko gorzej. Stękała znowu zanotował dwa słabsze sezony, ale teraz zdaje się wracać. Po raz kolejny w karierze. Piątkowe skoki, ale też ten z serii próbnej przed sobotnim konkursem, wlał nadzieję w serce 28-latka. Ciągle kręcił się bowiem w okolicach "15". Zapytany o to, czy przypadkiem przed konkursami nie napalał się za bardzo na dobry wynik, odparł: "Nie. Skupiałem się na tym, co mam zrobić. Nie napalałem się, choć miałem dużą chęć tego, by wskoczyć do '30'. To pozwoliłoby mi myśleć o kolejnych startach w Pucharze Świata. Utrzymałem jednak nerwy na wodzy. Nawet chyba byłem zbyt spokojny, jak na siebie". Tłumaczy się z gestu w Klingenthal Po skoku w serii próbnej, w której uzyskał 15. wynik, Stękała przechodził obok kibiców i stanowisk dziennikarskich, a do ust miał przyłożony palec. Teraz wytłumaczył ten gest. Nasz skoczek doskonale zdaje sobie sprawę, że potrafi dobrze skakać, ale jeszcze wciąż brakuje mu pewności. I po nią przyjechał do Klingenthal. Tam zobaczył, że może skakać na wysokim poziomie, ale to jeszcze trzeba przełożyć na metry w konkursach. "Pamiętam, że przed trzema laty, kiedy miałem najlepszy sezon w karierze, to po dwóch-trzech konkursach pojechaliśmy na mistrzostwa świata w lotach, gdzie musiałem walczyć o miejsce w kadrze. Tam wygrywałem o kilka metrów z Olkiem Zniszczołem i Klimkiem Murańką. I to ja zostałem wybrany do składu. Wtedy opanował mnie spokój. Wiedziałem, że zostaje tylko walka o medal. Teraz dla mnie czymś takim, co by mnie uskrzydliło już teraz, byłyby punkty Pucharu Świata. Wzrosłaby wówczas pewność siebie" - tłumaczył Stękała. "Czuję, że jestem dość blisko tego, co pokazywałem trzy sezony temu. Wtedy siadałem na belkę i robiłem bez namysłu to, co lubię. Teraz też czuję, że jest coraz bliżej takiego komfortu. To pokazywały skoki z treningu" - dodał. Nie wie, czy Thomas Thurnbichler był zadowolony Nasz skoczek miał bardzo przyzwoite prędkości najazdowe, co tylko świadczy o tym, że nie ma raczej wielkich problemów w pozycji dojazdowej. Co ciekawe, Thomas Thurnbichler, trener kadry, nie analizował osobiście tego weekendu ze Stękałą. "Nie odbyliśmy indywidualnej rozmowy po zawodach, więc nie wiem, czy był zadowolony z mojej postawy. Thomas mówił tylko ogólnikowo o całej grupie" - zakończył Stękała, który przyznał, że o tym, czy trener kadry był zadowolony z jego postawy się, dowie się wtedy, kiedy będą powołania na zawody Pucharu Świata w Engelbergu. Nie do wiary, co dzieje się w u polskich skoczków. Były trener Kubackiego: "Gęsta atmosfera"