Wykluczyli Polaków z Turnieju Czterech Skoczni. Później "Biało-Czerwoni" wrócili ze zdwojoną siłą
Cztery lata temu serca polskich kibiców zabiły mocniej, gdy z Oberstdorfu dotarły do nas wieści o wykluczeniu wszystkich reprezentantów naszego kraju z pierwszego konkursu Turnieju Czterech Skoczni. Jak się później okazało, Klemens Murańka otrzymał wówczas częściowo pozytywny wynik testu na COVID-19. Ostatecznie, po błyskawicznej reakcji polskiego związku oraz polityków, nasi skoczkowie zostali dopuszczeni do rywalizacji. Wówczas zaskoczyli oni zarówno niemiecki sanepid, jak i wszystkich rywali na skoczniach.
28 grudnia 2020 roku. Ten dzień pamięta chyba każdy fan skoków narciarskich z Polski. Wówczas reprezentanci naszego kraju dość niespodziewanie zostali wykluczeniu z pierwszego konkursu Turnieju Czterech Skoczni w Oberstdorfie po tym, jak 26 grudnia Klemens Murańka otrzymał "częściowo pozytywny" wynik testu na COVID-19. Cała kadra badała się pod tym kątem jeszcze przed rozpoczęciem niemiecko-austriackiej imprezy. 24 grudnia w Nowym Targu wykonana została pierwsza tura testów, która zakończyła się sukcesem - wszyscy panowie otrzymali wyniki negatywne. Dwa dni później nasi skoczkowie przeszli kolejne testy i kolejnego dnia dowiedzieli się o feralnym przypadku Klemensa Murańki.
Niemiecki sanepid jeszcze tego samego dnia miał podjąć decyzję odnośnie tego, jaki los spotka polską kadrę. Ostatecznie 28 grudnia w hotelu Polaków pojawili się przedstawiciele sanepidu, którzy ponownie przeprowadzili testy. Zaledwie godzinę później w mediach pojawiła się informacja o wykluczeniu polskich skoczków z konkursu w Oberstdorfie. Co ciekawe, o tej decyzji "Biało-Czerwoni" dowiedzieli się już po fakcie.
"Nie jestem zadowolony z całej komunikacji z teamem covidowym. Ciągle to przedłużali, nie byli w stanie podać jasnej decyzji. W ogóle się nie odzywali. Przyjechaliśmy do hotelu, po czym ich szefowa powiedziała nam, że będą przeprowadzać znów testy. Kiedy jeszcze trwały badania, nagle zobaczyłem artykuły, że jesteśmy usunięci z zawodów w Oberstdorfie. Trochę źle to wygląda" - relacjonował wówczas Michal Doleżal w rozmowie z TVP Sport.
Politycy i działacze poruszyli niebo i ziemię, aby pomóc Polakom podczas Turnieju Czterech Skoczni. Kilka dni później Kamil Stoch sięgnął po końcowe trofeum
Kiedy okazało się, że test Klemensa Murańki zrobiony w hotelu - podobnie jak testy innych skoczków - są negatywne, do akcji wkroczyli politycy z ówczesnym premierem Mateuszem Morawieckim na czele. "Dla nas Polaków zima zaczyna się zawsze, gdy zaczynają się skoki narciarskie. To jeden z naszych sportów narodowych, a rodzinne oglądanie skoków to już pewnego rodzaju tradycja niczym niedzielny rosół. Tym bardziej bolą mnie osobiście doniesienia z Oberstdorfu. Nie możemy lekceważyć zagrożenia wynikającego z epidemii, ale nie może być też zgody na rażącą niesprawiedliwość, jaka spotkała naszą reprezentację skoczków narciarskich w rozpoczynającym się za chwilę konkursie Czterech Skoczni" - komentował wówczas w mediach społecznościowych polityk Prawa i Sprawiedliwości.
Po błyskawicznej reakcji Polskiego Związku Narciarskiego i polityków wieczorem 28 grudnia nasi skoczkowie i członkowie sztabu szkoleniowego przeszli kolejne testy na COVID-19. Kolejnego dnia okazało się, że wszystkie wyniki są negatywne, a "Biało-Czerwonych" ostatecznie dopuszczono do rywalizacji. Wówczas zrezygnowano z tradycyjnych par KO w pierwszej serii konkursu i unieważniono wyniki kwalifikacji, aby Polacy mogli włączyć się do walki o Złotego Orła.
Podopieczni Michala Doleżala udowodnili, że nawet taka afera nie jest w stanie im przeszkodzić. Kilka dni później kolejnego Złotego Orła w karierze wywalczył Kamil Stoch, a Dawid Kubacki zakończył turniej na trzecim miejscu. Znakomicie podczas tej imprezy spisali się także Piotr Żyła i Andrzej Stękała, którzy ostatecznie uplasowali się kolejno na piątym i szóstym miejscu.