W sobotnim konkursie Pucharu Świata w skokach narciarskich w Wiśle (godz. 15.05) wystąpi siedmiu polskich skoczków. Najlepszym w naszej ekipie był Piotr Żyła, który zajął siódme miejsce. Był jedynym Polakiem w "15". Poza konkursem znaleźli się Andrzej Stękała i zdyskwalifikowany Kacper Juroszek. Kapitalny debiut Żyły, a potem nagła dyskwalifikacja. Polscy skoczkowie spisali się w Wiśle Piotr Żyła: Poniosło mnie. Wykorzystałem to Dobrze jest wrócić do Pucharu Świata? - O fajnie. Naprawdę. Brakowało mi już tego, choć was dziennikarzy może nie do końca. Fajnie znowu tu być i poczuć rywalizację. Zawody to jednak jest coś innego. Adrenalina jest zupełnie inna. Oglądałeś zawody w Lillehammer i Ruce i co myślałeś? Powinienem tam być? - Nie. Siedziałem na kanapie, otworzyłem sobie piwo i pomyślałem: powodzenia. W ogóle nie miałem takiego poczucia, że muszę tam być. Oczywiście chciałbym, ale nie pojechałem. Dostałem czas na to, by sobie jeszcze w spokoju potrenować i nadrobić braki po kontuzji. Popatrzyłem, jaki jest poziom, jak to wygląda i powiem, że jest ciekawie. Zaskoczony jesteś tym, w jakim miejscu jest polska kadra? - Zdarzały się skoki naszych zawodników do "10". Jak widziałem ich skoki, to wydawało mi się, że byli trochę pospinani, bo na treningach wyglądało to zupełnie inaczej. Do tego te skocznie. Akurat do Ruki bym się przejechał, bo bardzo lubię to miejsce, ale Lillehammer mi w ogóle nie było żal. Oczywiście, gdybym dostał szansę na występ, to pewnie bym walczył. W sumie jednak, jak patrzyłem na te konkursy z pozycji kanapy, to pomyślałem, że jednak tu mi lepiej. Przynajmniej byłem w ciepełku i wiatr nie wiał. Kibicowałem naszym i trzymałem za nich kciuki. Teraz zabawa się zaczyna i jedziemy dalej. Kiedy tak siedziałeś na kanapie z piwkiem, to zapachniało sportową emeryturą? - Trudne pytanie. W innych krajach piwo po zawodach też smakuje (śmiech). Ciągnie wilka do lasu. Czuję, że jeszcze mogę. Po prostu mi się chce. Nie mam oczekiwań, że będę wygrywał. Chodzi mi o tę adrenalinę i rywalizację. Kiedy leczyłem kontuzję i nie mogłem nic robić, to moje życie było nudne. Od jedzenia do spania. Jedyną aktywnością to było granie w FIF-ę. Wegetowałem. I później trudno było oderwać się od tego i wyjść ze strefy komfortu. Poczułem jednak, że znowu to jest czas, by cisnąć swój organizm najbardziej, jak się da. Gdybyś miał porównać siebie do tego zawodnika sprzed roku i atmosferę, jaka była i jest w kadrze, to jest duża różnica? - Oj, duża. W ubiegłym roku, gdyby ktoś mi powiedział, że nie pojadę do Ruki, to byłbym bardzo szczęśliwy. Miałem dość skoków i nie mogłem na nie patrzeć. W tym roku żałowałem trochę, że nie pojechałem już wcześniej na zawody Pucharu Świata. Plan treningowy był zupełnie inny niż w ubiegłym roku. Teraz czuję, że brakowało mi tego innego podejścia do skoków. To na koniec powiedz może coś o tych piątkowych skokach, bo rozkręciłeś się chyba na dobre? - Robiłem swoje. Tak naprawdę nie wiedziałem, czego się mogę spodziewać po swoich skokach. W tym skoku w kwalifikacjach trafiłem na dobre warunki. Poniosło mnie. Wykorzystałem to. I nawet wylądowałem telemarkiem, bo tej zimy chyba jeszcze mi się to nie udało. Jestem zadowolony. W Wiśle - rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport