INTERIA: W niedzielę skończył się sezon Pucharu Świata, ale emocji wielkich nie było. Spodziewał się pan takiej dominacji Petera Prevca? Wojciech Fortuna (złoty medalista olimpijski z Sapporo): - Już w zeszłym roku tak było. Za zeszły sezon też należała mu się Kryształowa Kula, bo przecież zdobył tyle samo punktów co Severin Freund. To było nieuczciwe, że Niemiec został zwycięzcą, bo policzono, że startował w mniejszej liczbie z konkursów. Teraz Słoweniec nie dał się wykiwać, dominował od samego początku i pokazał, kto jest najlepszy. Aż przyjemnie było patrzeć na jego skoki. Zresztą wszyscy Słoweńcy prezentowali się kapitalnie i młodzi i starzy. Czy Prevc odjedzie reszcie stawki tak jak wcześniej robili to Martin Schmitt, Sven Hannawald czy Adam Małysz? Może tak być. Zresztą skoki może zdominować cała jego rodzina. Na podium Pucharu Świata stał już jego brat Domen, a wśród juniorów świetnie radzi sobie Cene Prevc. Ale co do Petera jest dla mnie faworytem do zdobycia złota olimpijskiego w 2018 roku. Skąd wzięła się taka eksplozja formy Słoweńców? Zmienili trening. W odróżnieniu od naszych skoczków odpuścili nieco siłownie i bardzo dużo skakali latem na igielicie. Już wtedy byli w bardzo dobrej formie i stąd ich przejście z sezonu letniego na zimowy przeszło praktycznie bezboleśnie. Z kolei dla nas był to sezon pełen rozczarowań. Wiem, że to powiedzenie znane bardziej z boisk piłkarskich, ale głośno powiedziałbym "Polacy, nic się nie stało". Nie można powiedzieć, że była to stracona zima dla naszych, bo na pewno można wyciągnąć parę pozytywów. Nasi skoczkowie potwierdzili, że drzemie w nich wielki potencjał. Mamy grupę nie dość, że niezmiernie utalentowanych, to jeszcze już doświadczonych skoczków. Następny sezon na pewno będzie lepszy. Ci, którzy zaskoczyli na plus to Andrzej Stękała i Stefan Hula. Hula to żadne odkrycie, przecież ma już prawie 30 lat. Wcześniej różnie z nim bywało, ale teraz wziął się za siebie, zeszczuplał i przyszły efekty. Z kolei Stękała to zawodnik na pozycje medalowe. O tym, jaki drzemie w nim potencjał pokazał choćby na mistrzostwach świata w lotach, kiedy w kwalifikacjach skoczył w świetnym stylu aż 235 metrów. Za końcówkę pochwaliłbym też Maćka Kota, który w Planicy trzy razy pobijał rekord życiowy, a w mistrzostwach Polski zdobył złoto, wygrywając m.in. ze Stochem. Wywołał pan do tablicy Kamila Stocha. Mistrzostwa Polski, w których zajął dopiero trzecie miejsce dobitnie pokazują, jak nieudany był to dla niego sezon. W Pucharze Świata tak słabo nie radził sobie od sześciu lat. Kiedyś musiał przyjść ten słabszy moment, ale spokojnie. Kamil jeszcze wróci do wygrywania w Pucharze Świata i dostarczy nam mnóstwo radości. Wyniki Kamila najlepiej pokazują, co popsuło się w polskiej kadrze w tym sezonie. Moim zdaniem błędem było podzielenie kadry na trzy grupy. Atmosfera szybko się popsuła, kiedy okazało się, że zawodnicy z drużyny Maćka Maciusiaka prezentują się lepiej od tych prowadzonych przez Łukasza Kruczka. Rozmawiałem niedawno z ojcem Kamila, Bronisławem Stochem i powiedział mi, że w drużynie nie ma jedności. Jest tylko rywalizacja, zawodnicy nie kumplują się ze sobą. Nie ma atmosfery jak u Norwegów, gdzie sukces jednego skoczka jest powodem do radości dla pozostałych. Kruczek pożegnał się już z reprezentacją Polski. Może trzeba było mu dać jeszcze szansę na odbudowanie drużyny? Kruczkowi należą się ogromne brawa i szacunek za to, czego dokonał. Jeśli patrzeć na wyniki, to najlepszy trener w historii polskich skoków. Przez osiem lat doprowadził Kamila Stocha do tytułów mistrza świata, dwóch złotych medali olimpijskich czy Kryształowej Kuli, a prowadzona przez niego drużyna też stawała na podium. Liczyłem na to, że zostanie z Kamilem i zostanie w kolejnych sezonach jego indywidualnym trenerem. Oni są bardzo zżyci ze sobą. Wiem, że Kamil chciał takiego rozwiązania, ale ostatecznie nic z tego nie wyjdzie. Kruczek długo pozostanie bezrobotny? Na pewno pojawią się dla niego oferty. O jego zasługach już mówiłem, trzeba go pożegnać z honorami i wpuścić teraz do kadry ogromny zastrzyk świeżej krwi. Następcą Kruczka został Stefan Horngacher. Nieformalnie namaścił go już wcześniej Adam Małysz. Atutem Austriaka jest to, że pracował już z naszymi skoczkami, wtedy gdy za kadrę odpowiadał Heinz Kuttin. Był bardzo lubiany przez zawodników no i do tego szybko opanował podstawy języka polskiego. Moim zdaniem to najlepszy wybór. Jakie powinny być pierwsze decyzje nowego szkoleniowca? Przede wszystkim trzeba zlikwidować podział na kadrę A, B i C. Trener musi być odpowiedzialny za całość grupy, żeby nie dochodziło do takich bezsensownych sytuacji jak w poprzednim sezonie, kiedy to zastanawiano się, kto ma jechać na Puchar Świata, Kruczek jako główny trener czy może Maciusiak, skoro więcej jego zawodników startuje w konkursie. Moim zdaniem cały sztab powinien zostać zmieniony. Trzeba wyciągnąć z niebytu Piotra Fijasa i Roberta Mateję, którzy odnosili świetne wyniki z juniorami. A Maciusiak powinien wrócić do szkolenia młodzieży. Jest jeszcze Adam Małysz. Co z nim? Jego miejsce jest w skokach narciarskich, a nie w rajdach samochodowym. Widzę go w roli dyrektora sportowego kadry. Adam ma ogromny szacunek wśród zawodników, wszyscy liczą się z jego zdaniem, do tego jest bardzo lubiany. Musimy korzystać z jego doświadczenia, bo za kilkanaście lat skoki mogą się bardzo zmienić i wiedza, którą ma do przekazania może nie być już tak przydatna jak teraz.