Rok temu Maciej Maciusiak, na własną prośbę, zrezygnował z prowadzenia kadry B w skokach narciarskich. Potrzebował odpoczynku. Nie odszedł jednak całkiem od skoków, bowiem był ekspertem w stacji Eurosport, ale też został koordynatorem Narodowego Programu Rozwoju Skoków Narciarskich i Kombinacji Norweskiej - "Orlen Szukamy Następców Mistrza". Teraz, po roku przerwy w zawodzie trenera, wraca do sztabu reprezentacji. Jeszcze w Planicy Adam Małysz, prezes Polskiego Związku Narciarskiego, mówił o tym, że o powrót tego szkoleniowca pytał Thomas Thurnbichler. Sam Maciusiak nie chciał zdradzić kulis rozmów, ale w tej sytuacji można przyjąć, że to był pomysł Austriaka. Stracił pracę w polskich skokach. Znalazł już nową Maciej Maciusiak wraca do pracy w kadrze skoczków. To nowy asystent Thomasa Thurnbichlera Nowy asystent Thurnbichlera zastąpi na tym stanowisku Wojciecha Topora, który pełnił tę funkcję po tym, jak odsunięty od kadry został Niemiec Marc Noelke. Topór z kolei został trenerem kadry B, a jego asystentem będzie Krzysztof Biegun. Obie kadry mają ze sobą bardzo ściśle współpracować. Tomasz Kalemba, Interia Sport: Liczyłeś, ile lat pracowałeś w sztabach szkoleniowych w reprezentacji Polski? Maciej Maciusiak: W sztabach kadry byłem od 2007 roku. Nieustannie aż do ubiegłego roku, kiedy zrezygnowałem. Pamiętasz swoje początki? - Pewnie. Akurat byłem po treningu na K-70. To były moje pierwsze skoki po zimie. Po zajęciach podeszli do mnie Hannu Lepistoe razem z Łukaszem Kruczkiem. Obaj zapytali mnie wtedy, czy nie chciałbym z nimi pracować. Z dnia na dzień zatem rozpocząłem pracę w kadrze. Ostatniej zimy zabrakło cię w jakimkolwiek sztabie i od razu pojawił się problem z wynikami naszych skoczków. - Nie chciałbym tego tak łączyć, bo różnie się sezonu układają. Na pewno słabsza zima nie była efektem tego, że zabrakło mnie w sztabie. Rok temu mówiłeś, że chcesz odpocząć od skoków i stąd rezygnacja z pracy z kadrą B. Nie jest wcale też tajemnicą, że miałeś odmienną wizję od Thomasa Thurnbichlera. Odpocząłeś już? Przemyślałeś sobie wszystko? - Przemyślałem. I powiem, że zawsze czułem się trenerem. To odejście przed rokiem było moją świadomą decyzją. Po 16 latach chciałem spojrzeć na to wszystko z innej strony. Nie odciąłem się jednak całkiem od skoków. Byłem na skoczni i widziałem chłopaków. Szczególnie tych młodszych. Nie wyobrażam sobie jednak większej przerwy niż rok, dwa lata w roli szkoleniowca. Nie chodzi tu o samą technikę i przygotowanie treningu, ale strasznie do przodu idzie sprzęt. Jeśli nie ma się z tym kontaktu, to trudno byłoby wrócić. Trzeba byłoby znowu na nowo poznawać wszystkie nowinki techniczne. To nie jest łatwe. Rok temu to ty podjąłeś decyzję o odejściu. Teraz też sam prosiłeś się o powrót, czy to była jednak reakcja ludzi z PZN a może Thomasa Thurnbichlera? - Jeszcze przyjdzie czas na rozmowy o szczegółach. Najważniejsze w tym momencie jest to, że doszliśmy do porozumienia. To były naprawdę owocne spotkania. Wszystko sobie wyjaśniliśmy i jesteśmy mocno zmotywowani. Teraz trzeba to przekuć na zawodników i myślę, że wtedy się odbijemy i powrócimy na szczyt. Brakowało ci pracy trenerskiej? Tęskniłeś już za tym? - Trudne pytanie, bo miałem już wszystko poukładane. Poznałem świetnych ludzi przez ten rok. Czy to w Eurosporcie, czy przy zawodach Orlen Cup. To było dla mnie zatem coś nowego. Oczywiście byłem dalej związany ze skokami, ale w zupełnie innych rolach. Wyszedłem ze strefy komfortu. To był naprawdę świetny dla mnie czas i za to wszystkim bardzo dziękuję. Ten rok dobrze mi zrobił także w relacjach rodzinnych. Miałem zdecydowanie więcej czasu na życie rodzinne. Nie ukrywam, że mam już duży głód pracy i już cieszę się na spotkanie z zawodnikami. Jakie będą twoje zadania w roli asystenta trenera kadry? - Nie chciałbym wchodzić w szczegóły, ale będę miał sporo obowiązków. Cały czas będę w ścisłym kontakcie z Thomasem. To on będzie pisał plany treningowe, ale będą uczestniczyć w tym wszyscy trenerzy. Obraliśmy naprawdę fajną drogę i jestem z tego zadowolony. Wygląda to wszystko naprawdę obiecująco. Powiedziałeś, że wierzysz w to, że nasi skoczkowie powrócą na szczyt. Rozumiem zatem, że była analiza i wiadomo, co zawiodło, a także że jest jasny plan, co trzeba zrobić, by znowu były tak, jak przez lata? - Mamy wszystko podsumowane. Znaleźliśmy przyczynę. I nie jest to jedna rzecz, bo tych cegiełek po drodze trochę się pogubiło. Najważniejsze jednak, że problem został zdiagnozowany. Już od pierwszych treningów będziemy robić wszystko, żeby to naprawić, by wrócić na odpowiednie tory. Czas na solidną pracę. Przygotowania już ruszyły? - Zawodnicy już zaczęli się trochę ruszać. Każdy idzie na razie trochę innym tokiem, ale już powoli to się rozkręca. W sztabie szkoleniowym pojawiła się nowa osoba. To Arvid Endler, który jest specjalistą od szkolenia fazy lotu. - Poznałem go w tunelu aerodynamicznym w Sztokholmie i zrobił na mnie wielkie wrażenie. To mistrz świata w akrobatycznym lataniu w kombinezonie wingsuit. To, co on robi w tunelach, to jest coś niesamowitego. Tam każdy minimalny ruch powoduje niebezpieczny skręt, a on wszystkie ewolucje wykonuje z łatwością. To na pewno będzie bardzo pomocna osoba dla naszych kadr. Szczególnie w juniorach, których trzeba ustawiać do skoku. Zwłaszcza jeśli chodzi o pracę rąk. On ma jednak doświadczenie przede wszystkim w tunelu aerodynamicznym, ale ma się też pojawiać na skoczni? - Tak. Musi przecież poznać dyscyplinę. Zresztą już bywał na niektórych treningach i zawodach. To na pewno nie jest przypadkowa osoba. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport