"W Finlandii bycie legendą łączy się często z samotnością, ponieważ samotność to część fińskości. Tak było zawsze, poczynając od opisującej dzieje mityczne Kalevali i jej sławnego bohatera Väinämöinena. Gdy ktoś należący do tej specyficznej kultury jaskiniowców z kaskiem na głowie samotnie dokonuje męskich czynów, szanują to wszystkie klasy społeczne w tym kraju. A skoki narciarskie, jak mało co, to robota dla samotnego mężczyzny. Zsuwać się w szaleńczym tempie ku progowi skoczni i niewiadomemu, po czym przez sekundy lecieć, będąc zdanym tylko na siebie - to dopiero szaleństwo! (...) Matti zmarł w wieku 55 lat. Oczywiście nie wszyscy go lubili. Ale dla niezliczonej rzeszy był nieśmiertelnym bohaterem, kimś wyjątkowym. Ta kariera, która rozpoczęła się w latach 70. i zakończyła w praktyce w 1992 roku, to ówczesna Finlandia w miniaturze - najpierw, w latach 70., przykucnięta, w pozycji najazdowej odważnie ruszyła ze szczytu ku nieznanemu. Potem, w latach 80., dzięki niesamowitej sile i stylowemu lotowi wznosiła się po zwycięstwo. Aż do początku lat 90., gdy entuzjazm zaczął gasnąć, a spadająca prędkość doprowadziła do katastrofy przypominającej wylądowanie na buli. Pojawił się styl V, a Finowie chóralnie krzyczeli zaczynające się na "v" słowo [przekleństwo] - niektórzy z powodu kryzysu gospodarczego, inni przez kryzys w karierze skoczka" - pisze Marko Lempinen w książce "Nykänen. Życie to bal" (wyd. SQN). Jak wyglądały ostatnie dni z życia Mattiego Nykänena? Oto fragment książki obejmujący pierwsze dni lutego 2019 roku, włącznie ze śmiercią fińskiego skoczka narciarskiego. Śródtytuły od redakcji. Skoki narciarskie. Matti Nykänen - bohater poddał się strachowi "Podczas podróży do domu Matti czuł się samotny. W zasadzie nie było to nic nowego, ponieważ już od dłuższego czasu brakowało mu więzi emocjonalnych. Zawsze jednak miał towarzystwo, ponieważ kręciło się wokół niego dużo, a nawet za dużo, potakiwaczy, lizusów, zazdrośników, wielbicieli i kochanek. Matti, człowiek o dużej inteligencji emocjonalnej, miał też prawdziwych, zaufanych przyjaciół, ale w ostatnich latach rozluźnił z nimi kontakty. Częściowo powodem było to, że miał teraz dom 245 kilometrów od rodzinnej Jyväskyli, gdzie nadal mieszkała jego rodzina i większość najlepszych znajomych, częściowo fakt, że sam świadomie próbował złapać dystans do swojego celebryckiego wcielenia i trochę się ukryć przed światem. Czasem szło mu to lepiej, czasem gorzej. Matti na pewno nie czuł się już tak silnie związany z ludźmi, którzy wcześniej stanowili stały element jego życia. A przynajmniej z ludźmi, którzy byli dla niego ważni. W przeciwieństwie do wcześniejszych lat nie czuł się już człowiekiem szanowanym i rozumianym przez społeczeństwo. Nieświadomie stał się dowodem, że żadne wybitne dokonania nie chronią człowieka przed zbłądzeniem, jeśli nie potrafi on przyznać się przed sobą do problemu i w razie konieczności poszukać pomocy. Przez dekady Matti był jednym z najsławniejszych Finów, a jednocześnie znajdował się prawdopodobnie w grupie ludzi z najmniejszym poczuciem własnej wartości. Tylko niewielkie grono wiedziało, że człowiek w stroju bohatera, ten nieśmiertelny zwycięzca ze zbiorowych wyobrażeń, poddał się strachowi i raczej uciekał przed nim, niż stawiał mu czoła. Duma okazała się zabójcza dla jego pewności siebie. Z jednej strony gorąco kochany, z drugiej zaś znienawidzony skoczek celebryta pokazał, że ludzkie bohaterstwo to po prostu złudzenie. Wielkie gwiazdy cierpią z powodu psychicznych problemów tak samo jak zwykli śmiertelnicy. Jedyna różnica polega na tym, że gwiazdom zazwyczaj znacznie trudniej jest się do nich przyznać, a niektóre z nich w ogóle nie są w stanie tego zrobić. Dla wielu utrzymywanie wizerunku człowieka, któremu wszystko się udaje, to ciężar nie do zniesienia. Paradoksalnie upadłe sławy często żyły życiem, o jakim kiedyś marzyły. Dotyczyło to też Mattiego. Wiedział, że żyje tak, jak pragnął, gdy był jeszcze chłopcem - jak gwiazda rocka, człowiek, którego życie śledzą tłumy. Problem polegał na tym, że tego nie wytrzymał. Skoki narciarskie. Ostatnie zdjęcie Mattiego Nykänena Gdy Matti pędził autem do Joutseno, nagle oślepił go flesz. Błysnął radar stojący na poboczu. Przez całe życie przekraczał prędkość, a jego ostatnim publicznym zdjęciem okazała się właśnie fotografia, która dokumentowała takie wykroczenie. Około dziewiątej bmw zajechało na znajome podwórko. Gdy tylko Matti wysiadł z samochodu, pochylił się i zwymiotował. Nie zapowiadało to niczego dobrego. Potem wszedł do domu, wziął na ręce psa Diega i czule go pocałował, dał także buziaka żonie. Natychmiast pospieszył do lodówki, wlał w siebie dwie puszki piwa i usiadł. Nie dał rady odpocząć dłużej niż chwilę, ponieważ znów musiał biec wymiotować. (...) Próbował zasnąć, lecz leżąca obok niego Pia zauważyła, że mu się nie udaje, a mąż jest cały spocony. Próbowała go uspokoić - nie wiedziała, że znów doszło do zapalenia trzustki, czemu towarzyszyło zapalenie płuc. Gdy Matti wrócił do łóżka, był już 4 lutego 2019 roku, trochę po północy. - Pójdę jeszcze do łazienki, może coś upiorę. To powinno mnie uspokoić - powiedział obolały. W łazience przysunął kosz z brudnymi ubraniami bliżej pralki i przysiadł na sedesie, najwidoczniej po to, żeby odpocząć. Po chwili ból tak ścisnął mu brzuch, że na chwilę odebrał mu dech, a Matti zgiął się wpół. Najpóźniej wtedy się zorientował, że umieranie też jest częścią życia. Według tego, co powiedziała potem Pia, czarne wymiociny stanęły mu w gardle. Prawdopodobnie chwilę po tym Matti upadł na podłogę i jeszcze raz wciągnął powietrze. Po raz ostatni. Grymas zniknął mu z twarzy. Nie czuł już bólu, nie czuł niczego innego. Całkowicie spokojny Matti Ensio Nykänen leżał na podłodze łazienki. W końcu znalazł wewnętrzną ciszę. Tak jak niegdyś szybował na skoczni, tak teraz w powietrzu lekko unosiła się jego dusza.