W 2012 roku w inauguracyjnych zawodach Pucharu Świata w Lillehammer na normalnej skoczni Maciej Kot był 25., a Kamil Stoch 30. Dzień później na dużym obiekcie na 26. pozycji uplasował się Krzysztof Biegun. Tydzień później w rywalizacji w Ruce była totalna klęska. Polacy, startujący w składzie: Kamil Stoch, Piotr Żyła, Dawid Kubacki i Maciej Kot, zajęli ostatnie miejsce w konkursie drużynowym. Dzień później w konkursie indywidualnym w serii finałowej był tylko jeden Polak. Kubacki zajął wtedy 22. miejsce. Nikt wówczas nie wiedział, co się stało. Polski skoczek zaskoczony. "Jakbym nie potrafił się odbić" W Ruce Polacy przeżywali już wielki kryzys. Tam narodziła się wielka drużyna Łukasz Kruczek, ówczesny trener polskiej kadry, zamknął się wtedy z zawodnikami w jednym pokoju. Prosił, by na lustrze zawodnicy wypisali wszystko, co im się nie podoba. Jednocześnie zaznaczył, że jeśli ktokolwiek z zawodników uzna, że jego odejście będzie najlepszym rozwiązaniem, to od razu kończy pracę. Zapanowała cisza. To była terapia szokowa. Wtedy drużyna stawiła się za trenerem. Tak narodziła się wielka ekipa, która przez lata odnosiła największe sukcesy. Następnego dnia otrzymaliśmy od Kamila Stocha, który dzień wcześniej nie miał zamiaru rozmawiać z dziennikarzami, zaproszenie na spotkanie. Byłem na nim wówczas z Kamilem Wolnickim z "Przeglądu Sportowego". Stoch wtedy odpalił petardę. Zapowiedział, że jeśli Kruczek odejdzie, to on też. Dwa tygodnie później skoczek z Zębu stał na podium w Engelbergu, a trzy miesiące później był mistrzem świata w Val di Fiemme. Drużyna wywalczyła wówczas historyczny brąz. Zresztą w niesamowitych okolicznościach. Ważny egzamin dla Thomasa Thurnbichlera. Może jest problem, o którym nie wiemy Patrząc na dokonania polskich skoczków teraz w Ruce, odnoszę wrażenie, że sytuacja jest podobna do tej sprzed 11 lat. Nie wiem jednak, czy nasi skoczkowie są dalej tą samą zdeterminowaną drużyną i czy poszliby w ogień za Thomasem Thurnbichlerem, jak wtedy gdy wyrazili mocne poparcie dla Kruczka. Odnoszę wrażenie, że w tej drużynie nie ma już takiej iskry, jak jeszcze niedawno. Być może jest problem, o którym po prostu nie wiemy. Przy okazji rywalizacji w Klingenthal, gdzie kończyło się Letnie Grand Prix, nasi zawodnicy podkreślali, że są w ciężkim treningu i jak przyjdzie świeżość, to będzie znakomicie. Tylko w Ruce tej świeżości nie było widać. Sam Piotr Żyła określił, że był drewniany, a to najlepiej odzwierciedla to, jak się czuje w Finlandii. Ewidentnie widać u naszych skoczków problemy na progu. Po cichu wysłany został sygnał SOS. Dla Thomasa Thurnbichlera to pierwsza taka kryzysowa sytuacja w karierze. Od tego, jak sobie z nią poradzi, zależy przyszłość naszej drużyny w tym sezonie. Na pewno konieczna jest burza mózgów, ale z drugiej strony nie wolno wykonywać nagłych ruchów. Skoki lubią bowiem spokój. Polacy w sobotę zostali znokautowani w Ruce. Po każdym liczeniu - trzymając się nomenklatury bokserskiej - można jednak wstać. Z Ruki - Tomasz Kalemba, Interia Sport Dawid Kubacki ostrzega. To najgorsze, co można byłoby zrobić