Maciej Kot tej zimy wystąpił w wielu konkursach Pucharu Świata. W ostatnich dwóch sezonach startował mniej, niż w tym sezonie. Zakopiańczyk pięciokrotnie zdobywał punkty Pucharu Świata, ale nie były to jakieś wybitne wyniki. Tak naprawdę balansował na granicy awansu do drugiej serii. Najlepiej spisał się w Oslo, gdzie zajął 21. miejsce. Planica dawno nie wiedziała takich scen. Sandro Pertile zabrał głos Maciej Kot dostał nagrodę na koniec sezonu Wszystkie lokaty punktowane tej zimy były w trzeciej "10". Po raz ostatni Kot znalazł się w "20" prawie cztery lata temu, kiedy to był 20. w inauguracyjnych zawodach sezonu PŚ w Wiśle w 2020 roku. Na miejsce w "10" czeka już ponad sześć lat. A przecież mówimy o zawodniku, który ma na koncie medale zimowych igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata. Wygrał też dwukrotnie zawody Pucharu Świata. Wydaje się jednak, że tej zimy Kot zaczął powoli wychodzić z kryzysu, jaki męczył go przez kilka sezonów. Sygnał wysłał już latem, kiedy otarł się o podium w zawodach Letniego Grand Prix w Szczyrku. Wygrał też zawody Pucharu Kontynentalnego w Lillehammer. Można powiedzieć, że w końcu pojawiła się pewna stabilizacja. W Planicy nie poskakał on jednak za wiele. Wziął udział w dwóch seriach treningowych. W jednej z nich poleciał poza granicę 200 metrów. W kwalifikacjach jednak przepadł, zajmując 42. miejsce. Trener Thomas Thurnbichler nie wystawił go do konkursu drużynowego i tym samym sezon dla Kota zakończył się już w czwartek. - To był dla mnie trudny sezon. Całej drużynie nie szło. W drugiej połowie zimy odżył Olek Zniszczoł i ma sezon życia. Lato miałem całkiem niezłe. Obfitowało ono w dobre skoki na treningach po fajnej pracy wykonanej na skoczni, na siłowni i w tunelu aerodynamicznym. Wprowadziłem wiele poprawek w pozycji najazdowej, które zadziałały. Zimę rozpocząłem od zderzenia ze ścianą w Klingenthal. Cały czas niewiele brakowało do punktów w Pucharze Świata, ale jednak brakowało. Bycie na granicy powodowało narastanie presji. Przez to nie skakało mi się łatwo. Do moich skoków wkradły się błędy, które nie pozwalały na swobodną walkę o punkty - opowiadał Kot. - Trochę ciężaru z serca zrzuciło zdobycie pierwszych punktów w Zakopanem. Tam nastąpił przełom. Potem wróciłem do Pucharu Kontynentalnego, co nie było złym pomysłem. Tam odżyłem. Sporo pewności dało mi zwycięstwo w zawodach tej rangi. W końcu wróciłem do Pucharu Świata. I to był udany powrót - dodał. Z Planicy - Tomasz Kalemba, Interia Sport