Andreas Wellinger latem 2019 roku doznał kontuzji zerwania więzadła krzyżowego przedniego i kolejna zima upłynęła mu na rekonwalescencji. Kiedy wydawało się, że powrócił do zdrowia i będzie mógł wreszcie poświęcić się treningom, skoczek narciarski złamał obojczyk podczas urlopu w Australii. Niemiec tym samym do treningów powrócił dopiero w maju 2020 roku, ale szybko okazało się, że trudno jest mu się rozkręcić i w rywalizacji nie odegrał znaczącej roli. Najpierw zawody Pucharu Świata bez punktów, później degradacja do drugoligowego cyklu, w którym również obyło się bez punktów, aż wreszcie kompletnie nieudane zawody w ramach FIS Cup w Szczyrku i decyzja o zakończeniu sezonu startowego. Latem tego roku Wellinger powrócił na skocznię, pojawiając się na listach startowych niektórych zawodów LGP. Skoczek regularnie plasował się w najlepszej trzydziestce, zajmując nawet piątą lokatę w Hinzenbach. Teraz przed 26-latkiem kolejny sezon olimpijski, przed którego otwarciem ma nadzieję, że wreszcie powrócił na właściwe tory. Wellinger nie myśli jeszcze o olimpijskich celach "To był największy sukces, jaki do tej pory odniosłem. To ukształtowało mnie jako osobę, jako sportowca. jednocześnie jest to wynik, po którym będę oceniany w przyszłości. Oczywiście chciałbym obronić tytuł, ale teraz nie jest to mój jednoznaczny cel" - powiedział Wellinger, wracając wspomnieniami do złotego medalu igrzysk olimpijskich z 2018 roku. Poprzednie igrzyska dla Niemca w istocie były niezwykle udane. Złoty i srebrny medal zdobyty indywidualnie oraz srebrny krążek w konkursie drużynowym. To sprawia, że z pewnością niemieccy kibice upatrują w swoim idolu nadzieję na kolejne olimpijskie sukcesy. "Moim celem jest przede wszystkim wejście do zespołu, rozwijanie stabilności podczas zawodów i zdobywanie punktów Pucharu Świata. Następnym celem jest wyjazd do Pekinu. O celu na igrzyska olimpijskie możemy mówić na początku lutego" - dodał jeszcze skoczek cytowany przez DPA. Zimowe igrzyska rozpoczną się 4 lutego w Pekinie. AB