Partner merytoryczny: Eleven Sports

Ważą się losy Kamila Stocha. "Trenerzy od razu powiedzieli, żebym sobie to wybił z głowy"

Prawie miesiąc temu Kamil Stoch nabawił się kontuzji na treningu na Wielkiej Krokwi, która wyłączyła skoczka z treningów na kilka tygodni. To wszystko w momencie, kiedy prezentował się naprawdę bardzo. Choć nasz trzykrotny mistrz olimpijski palił się do powrotu na skocznię na mistrzostwach Polski na igelicie na Średniej Krokwi w Zakopanem, to jednak wciąż nie wrócił jeszcze na skocznię. Decyzja na ten temat ma zostać podjęta w najbliższych dniach.

Kamil Stoch
Kamil Stoch/PZN/Tadeusz Mieczyński/materiały prasowe

Badania po felernym treningu na Wielkiej Krokwi wykazały, że wewnętrzne więzadło boczne w prawym kolanie Kamila Stocha ma niewielkie, częściowe pęknięcie.

Lekarze określili, że potrzebna będzie przerwa od czterech do sześciu tygodni.

Dawid Kubacki: To, co zrobiłem, było normalne i każdy postąpiłby tak samo/Polsat Sport/Polsat Sport

Kamil Stoch opowiedział o felernym skoku. "Pięty zaczynały być wyżej od głowy"

Teraz Stoch opowiedział o tym, co dokładnie wydarzyło się wówczas na treningu w Zakopanem.

Tomasz Kalemba, Interia Sport: Jesteś w trakcie rehabilitacji, ale podobno wracasz już do mocniejszych treningów?

Kamil Stoch: - Na tę chwilę mam trening połączony z jeszcze rehabilitacją. W ubiegłym tygodniu zaczęliśmy pierwsze treningi i z każdym dniem zwiększamy obciążenia oraz zakres ruchu. Pod koniec tego tygodnia zacząłem trenować z pełnym obciążeniem w prawie pełnych zakresach. Jest jednak pewien moment, kiedy czuję ból w kolanie. To jest maksymalny przysiad. Większość ludzi pewnie nie jest w stanie zrobić takiego.

To był skok w trudnych warunkach, bo był dosyć mocny wiatr z przodu. On był jednak bardzo stabilny, dlatego zdecydowaliśmy się kontynuować trening. Ten skok był po prostu źle wylądowany. Czułem w locie, że pięty zaczynają być wyżej od głowy. Rozluźniłem wówczas nieco nogi. To był mój błąd, ale trochę wymuszony sytuacją. Przez to krzywo wylądowałem i kolano zeszło do środka. Już wtedy poczułem, że coś jest nie tak

~ Kamil Stoch

Będzie potrzebne jeszcze badanie przed wejściem na skocznię?

- Nie. Z nogą jest już wszystko w porządku. Teraz pozostaje tylko kwestia tego, żebym to ja się czuł pewnie. W kolanie nic wielkiego nie powinno się już wydarzyć. Zresztą jestem w stałym kontakcie z lekarzami i fizjoterapeutą. Chodzi o to, bym miał stuprocentową pewność, głównie przy hamowaniu na trawie i wyginaniu kolanem.

Rozmawiałem z trenerem Łukaszem Kruczkiem i on mówił, że palisz się już do wyjścia na skocznię?

- Ja to bym już poszedł dwa tygodnie temu. Na szczęście mam ludzi, którzy mnie trzymają w blokach startowych. Lubię swoją robotę i każda tak absencja od tego, co lubię robić, nie jest fajna. Zdaję sobie jednak sprawę, że potrzeba zdrowego rozsądku i cierpliwości, żeby się wszystko zagoiło i żebym miał stuprocentową pewność, że się już nic nie wydarzy.

A co się wówczas wydarzyło na tym pechowym treningu?

- Wszyscy wiedzą, jak to wyglądało, a najbardziej ci, których tam nie było. To był skok w trudnych warunkach, bo był dosyć mocny wiatr z przodu. On był jednak bardzo stabilny, dlatego zdecydowaliśmy się kontynuować trening. Ten skok był po prostu źle wylądowany. Czułem w locie, że pięty zaczynają być wyżej od głowy. Rozluźniłem wówczas nieco nogi. To był mój błąd, ale trochę wymuszony sytuacją. Przez to krzywo wylądowałem i kolano zeszło do środka. Już wtedy poczułem, że coś jest nie tak, ale szybkie badanie usg wykazało, że to nie jest nic poważnego, a kilka dni później potwierdził to rezonans. Na szczęście to więzadło goi się najszybciej ze wszystkich i mogę niebawem wrócić do skakania.

Była frustracja?

- Pewnie, choć nie jakaś duża. Zawsze jednak jest złość i frustracja, kiedy można było teoretycznie uniknąć takiej sytuacji, a jednak przez nią nie będę mógł robić tego, co lubię. W dni poprzedzające kontuzję skakało mi się naprawdę bardzo dobrze. Chciałem to kontynuować, ale cóż... Wiem też, że takie sytuacje działają czasami korzystnie na zawodnika. Chwila odpoczynku, reset, nabranie dystansu i świeżości są jak najbardziej wskazane.

Dla ciebie kontuzje często były trampoliną do jeszcze lepszych skoków.

- Mam w nogach przepracowane ponad 20 lat. Mam tych skoków mnóstwo w głowie i w organizmie. Pamiętam zatem, jak to się robi. W okresie przygotowawczym zrobiłem naprawdę bardzo dobry trening. Tak naprawdę po tej kontuzji, tylko przez kilka dni nic nie robiłem, bo musiałem poczekać, by zeszła opuchlizna. Potem zacząłem ćwiczyć, ale jeszcze z odciążeniem kontuzjowanego kolana.

Pojawiły się w pewnym momencie czarne myśli, bo jednak zacząłeś nowy projekt i zatrudniłeś ludzi?

- Nie. Wstępne badania wykluczyły od razu poważniejszą kontuzję, więc byłem spokojny. Zdawałem sobie sprawę, że to będzie tylko kilkutygodniowa przerwa.

Kiedy powinieneś wrócić na skocznię?

- Chciałbym już jutro, ale zdecydujemy w połowie przyszłego tygodnia. Nie jest on zagrożony, bo na tę chwilę wszystko idzie bardzo dobrze. Powiedziałbym książkowo. Jeszcze dwa tygodnie temu nastawiałem się, że będę startował w mistrzostwach Polski. Bardzo chciałem skakać w tych zawodach. Trenerzy od razu mi powiedzieli, żebym sobie to wybił z głowy.

Jak upłynęło pół roku z trenerami Michalem Doleżalem i Łukaszem Kruczkiem? Było bardziej rodzinnie?

- No nie. To nie jest tak, że pracuję z ludźmi, których znam i teraz będę miał taryfę ulgową. Trenerzy też znają moją etykę pracy i wiedzą, że bardzo wiele wymagam od siebie, ale też bardzo wiele wymagam od ludzi, z którymi pracuję. Cieszę się, że pracuję z takimi osobami, które mają tego świadomość. Powiedziałbym, że ta nasza praca jest bardzo dobra i odpowiada mi. Stworzenie takiego zespołu wymagało wiele pracy wczesną wiosną, ale przede wszystkim wymagało to podjęcia niełatwej decyzji.

W Zakopanem - rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport

Kamil Stoch/AFP
Kamil Stoch/Foto Olimpik/NurPhoto/AFP
Kamil Stoch/Lukasz Szelag/Reporter




INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem