- Za dwa lata przechodzę na emeryturę. Mam nadzieję, że jeszcze zdążę dokonać otwarcia zawodów na skoczni Storelva - wyjawił Hofer na konferencji prasowej w Tromse, gdzie zaprezentowano model nowego obiektu. - Dziedzictwo skoków narciarskich leży w Norwegii, lecz tutaj na istniejących obiektach idealne warunki panują w lutym i marcu. W grudniu w grę wchodzi właściwie tylko Finlandia, a my chcielibyśmy rozpoczynać sezon właśnie w Norwegii - powiedział Hofer. Liczące 75 tysięcy mieszkańców Tromse leży 350 kilometrów za kołem podbiegunowym i z racji tego dzień polarny, kiedy słońce nie chowa się za horyzont, trwa od 19 maja do 27 lipca. - Dlatego letnia Grand Prix, rozgrywana o północy w scenerii nocnego słońca i transmitowana na cały świat, byłaby wielkim wydarzeniem marketingowym dla tej dyscypliny - dodał Hofer. Zwrócił też uwagę na świetną infrastrukturę miasta i zlokalizowane cztery kilometry od centrum lotnisko, które jest piątym co do wielkości w Norwegii. Rocznie obsługuje dwa miliony pasażerów. - Dlatego z transportem zawodników i wszystkich osób związanych z zawodami nie będzie najmniejszego problemu - podkreślił. Zdaniem Hofera koszt wybudowania kompleksu dwóch skoczni K-120 i K-90 to sześć milionów euro. Władze Tromsoe zdecydowały się na budowę skoczni po złotym medalu olimpijskim Norwegii w Pjongczang w konkursie drużynowym. Zapowiedziały też, że będą starać się o mistrzostwa kraju, a w przyszłości o organizację mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym. Uważają, że pomimo dodatkowych kosztów związanych z infrastrukturą skoczni, nie będzie to dużym obciążeniem finansowym dla miasta, ponieważ budową obiektu zainteresowany jest sektor prywatny. - Do tego stopnia, że pieniądze z budżetu państwa będą potrzebne w stosunkowo małej skali, albo w ogóle nie będą brane pod uwagę - powiedział Jarle Aarbakke z rady miasta obecny na konferencji prasowej.