Kamil Stoch po raz ostatni na podium zawodów Pucharu Świata stał w sezonie 2021/2022 - wówczas był trzeci w Klingenthal. Od tego czasu kilkukrotnie meldował się w czołowej dziesiątce, jednak nie był w stanie nawiązać do sukcesów sprzed lat. Już w poprzedniej kampanii spisywał się poniżej oczekiwań, bo stać go było jedynie na pozycje w drugiej dziesiątce. Bieżący sezon jest jeszcze gorszy w wykonaniu 37-letniej legendy skoków. Pewnym "światełkiem w tunelu" jest ostatni występ Stocha w Sapporo. Trzykrotny mistrz olimpijski dwukrotnie punktował, zajmując kolejno 22. i 16. miejsce. Po pierwszym konkursie w rozmowie z Eurosportem wyznał, że nie potrafi nie myśleć o walce o miejsce w składzie na nadchodzące mistrzostwa świata w Trondheim. "Nie da się od tego uciec, to prawda. Staram się to ulotnić, ale mam gdzieś to w głowie. To też powoduje we mnie pewnego rodzaju napięcie, z którym trzeba sobie poradzić. Ma to każdy z nas. No, może nie każdy. Paweł [Wąsek - przyp. red.] nie ma tego problemu, ale za to pewnie ma inne. Staram się to akceptować i robić wszystko najlepiej, jak tylko mogę" - przyznał. W co gra Alexander Stoeckl? Czy jest drugie dno? Ciekawe informacje z norweskich mediów Tak Kamil Stoch obronił złoto olimpijskie. PZN przypomina Stoch lata świetności ma za sobą i obecnie musi martwić się o to, czy pojedzie na najlepszą imprezę sezonu. Polscy kibice doskonale pamiętają jednak czasy, gdy "Orzeł z Zębu" był bezkonkurencyjny i sięgał po kolejne trofea. Tak było m.in. w 2014 roku, gdy wywalczył dwa indywidualne złota olimpijskie. Cztery lata później poszedł za ciosem, o czym postanowił przypomnieć Polski Związek Narciarski. 17 lutego 2025 roku mija bowiem dokładnie siedem lat od konkursu w Pjngczangu, podczas którego Stoch obronił złoto olimpijskie. Słowa o "dramaturgii" nie są przesadzone. Po pierwszej serii wspomnianego konkursu prowadził Stoch, który po skoku na 135 m miał 3,4 pkt przewagi nad drugim Michaelem Haybockiem. Trzecie miejsce ze stratą 5 pkt do Polaka zajmował złoty medalista ze skoczni normalnej, Andreas Wellinger. W drugiej serii doszło do przetasowań. Podium zaatakował czwarty po pierwszej próbie Robert Johansson, który skoczył 134,5 m i ostatecznie wywalczył brąz. O podium otarł się też jego rodak Daniel-Andre Tande, którzy przesunął się z 15. na 4. pozycję. Stocha postraszył również sam Wellinger. Niemiec w drugiej serii skoczył aż 142 m (najdalej w konkursie) i mógł spokojnie czekać na to, co zrobi Polak. A ten odpowiedział w najlepszy możliwy sposób - wprawdzie skoczył bliżej, bo na 136,5 m, ale dzięki przewadze wypracowanej po pierwszym skoku obronił pierwsze miejsce. Gorąco wokół Adama Małysza, Rafał Kot wytknął błąd ws. Stoeckla. "Przykro mi to mówić"