Bjoern Einar Romoeren w wieczór przed konkursem był jurorem podczas wyborów Miss Planicy. I długo nie mógł zasnąć. Janne Ahonen w wieczór przed konkursem zaczął pić alkohol. I skończył chyba nad ranem. Po swoim wypadku mógł mówić o szczęściu, a wyrzuty sumienia, związane z jego głupim postępowaniem w tamten weekend, nie powinny pozwolić mu spać spokojnie jeszcze przez długi czas. Czy odpowiedzialni za wysokość belki podczas tamtego konkursu Pucharu Świata w Planicy spali potem spokojnie, tego nie wiemy. Kibice dostali jednak 20 marca 2005 r. jeden z najbardziej widowiskowych i niesamowitych konkursów skoków narciarskich w historii. Taki, po którym trudno zasnąć. Puchar Świata w Planicy 2005 i najdłuższe loty w historii Tego dnia bohaterów było więcej, a od rekordowych skoków i niedoszłych rekordów (przez brak dobrego lądowania) mogła rozboleć głowa. To był taki dzień w Planicy, gdy granica niemożliwego w świecie skoków co i rusz była przesuwana. Gdy po kolejnych skokach kibice i trenerzy otwierali szeroko oczy i usta ze zdziwienia, by po chwili otwierać je jeszcze szerzej. Uporządkujmy - niesamowita była już seria próbna: Tommy Ingebrigtsen wyrównuje ówczesny nieoficjalny rekord świata Mattiego Hautamaekiego - 231 m, Romoeren go przeskakuje - 234,5 m. Wielkie skakanie, pardon, latanie, zaczyna się na dobre w pierwszej serii: po niej prowadzi Roar Ljoekelsoey, który w świetnym stylu leci na 230,5 mdalej, ale z gorszymi notami lecą Janne Ahonen (233,5 m, 2. miejsce), Tommy Ingebrigsten (231 m, 3. miejsce) oraz Andreas Widhoelzl (231 m ze słabym lądowaniem, z którym ex aequo 4. miejsce zajmuje Romoeren - 226 m). I gdyby konkurs w Planicy skończył się w tym momencie, bo np. drugą serię by zablokowała pogoda, już mówilibyśmy o konkursie legendarnym. A wielkie widowisko zaczęło się dopiero właśnie w drugiej serii. Legendarna seria lotów w Planicy Najpierw "wkurzył się" ósmy po pierwszej serii Matti Hautamaeki, który stracił nieoficjalny rekord najdłuższego skoku. I Romoeren oddał skok nie z tej ziemi, osiągając 239 metrów! Skaczący po nim Widhoelzl nie zaryzykował - 227,5 m dało mu ostatecznie podium, ale już nie przejście do historii i do legendy o tym konkursie w Planicy. Gorszy od rodaka nie chciał być Tommy Ingebrigtsen, ale on skoku na 231 metrów nie ustał. Z kolei wypuszczony z belki jako ostatni Roar Ljoekelsoey skoczył bezpieczne 224 metry. Kulminacją tego dnia był bowiem poprzedzający go skok Janne Ahonena. A doprowadził do niego wieczór (i noc) kilkanaście godzin wcześniej. Podpity Janne Ahonen w Planicy Piwa dla siebie, Ahonena i Hautamaekiego kupił Risto Jussilainen. Konkretnie - 24 piwa. Wychodzi średnio po osiem na głowę. Jeśli więc mówimy o konkursie w Planicy jako o tym, w którym skoczkowie przesuwali granicę rekordowych skoków, to musimy też powiedzieć, że Finowie przesunęli granicę głupoty na skoczni. Ahonen leciał, i leciał, i leciał. Od razu, gdy dość gwałtownie postanowił wylądować, było widać, że nie ustanie. Według pomiaru działo się to na 240. metrze, choć sam Fin uważał, że było to parę metrów dalej. A spokojnie można szacować, że w jego zasięgu było nawet 250-255 metrów. Ahonen prosto ze skoczni nie pozwolił się zawieźć do szpitala, bo bał się - jak przyznaje w swojej książce - że badanie wykaże obecność alkoholu w jego organizmie. Do niego przyznał się potem sam.