Tegoroczne zawody w Planicy odbywają się pod znakiem upadków. W sobotę mieliśmy kolejne przypadki. Najpierw do dwóch doszło w drugiej grupie. Zaczęło się od Deana. Amerykanin skoczył 179,5 m, jednak przewrócił się jadąc po zeskoku. Amerykaninowi nic jednak się nie stało, bowiem wstał o własnych siłach i samodzielnie opuścił skocznię. Zdecydowanie gorzej sytuacja wyglądała w przypadku Bresadoli. Ten wylądował na 226. metrze, ale się przewrócił i nie podnosił. Natychmiast otrzymał pomoc medyczną, jednak musiał opuścić zeskok na toboganie. Zawodnik wyjeżdżając ze skoczni pomachał kibicom. Do kolejnego upadku doszło w trzeciej grupie. Tym razem pech dopadł reprezentanta gospodarzy Zajca. Słoweniec osiągnął aż 242,5 m, ale nie ustał na nogach. Skoczek wstał, jednak opuścił skocznie podtrzymywany przez organizatorów. Zamierza wystąpić w drugiej serii. W tym roku w Planicy mieliśmy już szereg upadków. Już w pierwszej serii treningowej w czwartek potwornie wyglądający upadek miał Kazach Siergiej Tkaczenko. W tym wypadu problemem nie był jednak najazd, a błąd techniczny zawodnika. W kwalifikacjach byliśmy świadkami dwóch upadków. Oba miały miejsce już po lądowaniu. I w tym wypadku winny był częściowo zeskok. Pierwszym, który przekonał się o tym, jak niebezpiecznie jest na Letalnicy, był Amerykanin Casey Larson. On jednak wstał o własnych siłach. Skoki narciarskie. Sandro Pertile o upadkach w Planicy O wiele gorzej zakończyło się lądowanie Fina Eetu Nousiainena. Ten na moment wstał, ale zaraz upadł i zwinął się w kłębek. Stało się jasne, że coś się wydarzyło. Medycy szybko zaczęli reagować i od razu wezwali tobogan. Fin z podejrzeniem uszkodzenia kolana trafił do szpitala. Dzień przed kwalifikacjami organizatorzy starali się solą utwardzić zeskok. Z wierzchu utworzyła się skorupa, którą jednak zawodnicy rozbijali przy lądowaniu. Pod spodem był jednak kopny śnieg. Właśnie ze względu na problemy z zeskokiem przesunięte zostały czwartkowe sesje treningowe. Zawodnicy pojawili się na skoczni pół godziny później, niż planowano. Podobnie było z kwalifikacjami. "Jesteśmy w ekstremalnym okresie sezonu, jego końcówce. Poza tym jest ciepło, a narty są za lekkie do lądowania. Najtrudniejsza sytuacja zdrowotna jest z Bresadolą" - przyznał Sandro Pertile, dyrektor Pucharu Świata w rozmowie z Eurosportem.