Daniel-Andre Tande zadebiutował w Pucharze Świata 11 stycznia 2014 r. na skoczni "mamuciej" w austriackim Kulm. Jego kariera z roku na rok nabierała tempa, a on sam zaczął kolekcjonować medale mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich. Norweg cierpi na nietypową fobię: lęk wysokości. Nietypową, ponieważ czasami ten problem zagraża życiu sportowców, którzy niekiedy odbijają się z progu skoczni z prędkością 100 km/h. Ten paraliżujący strach pojawił się u zawodnika przed konkursem indywidualnym w Planicy, który miał zainaugurować finałowy weekend PŚ w sezonie 2020/2021. Dramatyczny upadek Daniela-Andre Tandego w Planicy. Runął z wysokości W serii próbnej poprzedzającej pierwsze zawody na Letalnicy, podopieczny Alexandra Stoeckla uległ poważnemu wypadkowi. Ekspertom widok upadku Tandego momentalnie przypomniał obrazy z Kulm z 2014 roku, kiedy Thomas Morgenstern doświadczył czegoś podobnego. Podopieczny Alexandra Poitnera podobnie jak Tande, uderzył ciałem o zeskok i stracił przytomność. Austriaka i Norwega różni jedna rzecz. "Morgi" kilka miesięcy po upadku zakończył sportową karierę. Powód? Lęk, który towarzyszył mu za każdym razem, kiedy siadał na belce startowej. Z 29-latkiem było inaczej. Drużynowy złoty medalista zimowych igrzysk olimpijskich z 2018 r., po dramatycznym incydencie w Planicy wrócił do Pucharu Świata, a niespełna rok później wygrał zawody przed własną publicznością w Oslo. Zapewne wielu kibiców nie spodziewało się, że Norweg tak szybko siądzie ponownie na belce, mając na uwadze jego fobię. Ostatni skok wielkiego talentu. 24-latek kończy karierę Daniel-Andre Tande - mistrz świata w lotach, który po upadku nie mógł samodzielnie oddychać Wypadek Norwega w Planicy przypomniał wszystkim fanom, jak niebezpieczne są skoki narciarskie. Zawodnik tuż za progiem stracił panowanie nad nartami i w konsekwencji runął na bulę. Następnie odbił się od niej i nieprzytomny bezwładnie zjechał po zeskoku. Służby medyczne od razu ruszyły z pomocą. Długo opatrywano go na dole Letalnicy. Norwegowie byli przerażeni tym upadkiem. Sytuacja była dynamiczna. 29-latek szybko został przetransportowany do szpitala. Nadzieje w serca sympatyków mężczyzny wlał dyrektor FIS, Sandro Pertile. Włoch przekazał ekspertom na skoczni, że stan zawodnika jest stabilny, a kolejne komunikaty w jego sprawie pojawią się za kilkanaście minut. Mimo jego słów, nikt z podopiecznych Stoeckla nie mógł skupić się na konkursie, który rozpoczął się chwilę po tym dramatycznym wydarzeniu. "Nie mogę przestać myśleć o tym, co się z nim stało. To mój najlepszy kolega, brakuje mi słów"- wyznał Halvor Egner Granerud. "Miałem niestety pecha i widziałem to na własne oczy. Wiesz, że powinieneś wyrzucić to z głowy jak najszybciej, jednak te obrazy zostają. Natomiast wyjeżdżając na górę skoczni, każdy z nas zdaje sobie sprawę, na co się pisze i z jakim ryzykiem się to wiąże"- dodał Andrzej Stękała w rozmowie z "TVP Sport". Dyrektor norweskich skoków, Clas Brede Brathen był tak przerażony całą sytuacją, że zastanawiał się, czy sportowiec założy jeszcze kiedyś narty na nogi. Okazało się, że Tande nie mógł samodzielnie oddychać. Na skoczni nie miał pulsu przez dwie-trzy minuty. Musiał być intubowany mechanicznie. Wprowadzono go w stan śpiączki farmakologicznej. Pierwsze badania na szczęście nie potwierdziły poważnych urazów. Zawodnik miał złamany obojczyk, przebite płuco, a także inne obrażenia, które na szczęście nie zagrażały jego życiu. Od respiratora został odłączony dopiero tydzień później. Wzruszający gest rywali Daniela-Andre Tandego. Skoczkowie wystąpili z ważnym przesłaniem Ostatnie dni sezonu 2020/21 przebiegały w atmosferze ciszy i niepokoju związanego ze zdrowiem Norwega. Zawodnicy nie zamierzali udawać, że nic się nie stało. Podczas czwartkowych i piątkowych konkursów na Letalnicy, niektórzy skoczkowie po wylądowaniu złożyli dłonie w sposób, jaki robił to zwykle 29-latek. Był to niezwykły gest solidarności z podopiecznym Stoeckla. Po finałowym konkursie PŚ, rywale i koledzy z drużyny Tandego zrobili sobie pamiątkowe zdjęcie, wysyłając w ten sposób symboliczną wiadomość do sportowca. Co ciekawe, menedżer norweskich skoków zdradził, jakie były pierwsze słowa 29-latka po przebudzeniu. "Nie pozbędziecie się mnie tutaj tak łatwo"- miał powiedzieć. Sportowiec postanowił sam przekazać pozytywną wiadomość swoim fanom. Pochwalił się wyjątkowym prezentem, który otrzymał. Były to zielone skarpetki z czterolistnymi koniczynami, które mają przynieść szczęście w życiu. "Nie mogę się doczekać, aż sprawdzę je na skoczni"- napisał zawodnik, dając znać kibicom, że planuje wrócić do rywalizacji w PŚ. W rozmowie z lokalnymi mediami stwierdził, że w przeciwieństwie do trenerów i skoczków, on sam nie pamięta upadku. Mało tego, ostatnie co sobie przypomina, to dzień przed przyjazdem do Słowenii. Wyjątkowy moment. Tande wrócił do Planicy po katastrofalnym upadku Norweg pojechał na finałowe zawody do Planicy w sezonie 2021/22, jednakże nie zamierzał zakładać kombinezonu i nart. Jak sam mówił, nie czuł się gotowy, aby zmierzyć się z demonami tej skoczni. Wrócił do Słowenii, aby podziękować tym, którzy rok temu uratowali mu życie. Zawodnik korzystając z okazji, zrobił sobie pamiątkowe zdjęcie z medykami. "Ważny dzień w Słowenii. Daniel-Andre Tande spotkał z lekarzami, którzy udzielili mu pierwszej pomocy, dzięki której nadal jest tu z nami. Jesteśmy dozgonnie wdzięczni za pracę, którą wykonał i wykonują dalej!"- czytamy na profilu norweskiej federacji. Daniel-Andre Tande kilka lat temu ujawnił światu swój problem. Ma lęk wysokości 29-latek w pewnym momencie kariery postanowił otworzyć się na temat swoich słabości. W 2016 roku zdradził, że od dziecka ma lęk wysokości, który czasem kompletnie paraliżuje jego ciało. Fani skoków narciarskich z początku nie mogli uwierzyć w jego słowa, bowiem sportowcy rywalizujący na obiektach do lotów, muszą być odporni na tego typu fobię. Mężczyzna wyznał, że zwykle unika wysokich pięter w budynkach, czy balkonów. Co ciekawe, Norweg rozpoczął przygodę ze skokami przez... panią psycholog, która twierdziła, że treningi pomogą mu w walce ze słabościami. On sam twierdzi, że jest typowym lotnikiem. Swoje słowa potwierdził w 2018 roku w niemieckim Oberstdorfie. Po pasjonującej walce z Kamilem Stochem i odwołaniu finałowej serii zawodów, podopieczny Stoeckla mógł się cieszyć ze złotego medalu. Został mistrzem świata w lotach. Na trzecim miejscu rywalizację zakończył reprezentant Niemiec, Richard Freitag. Do kolekcji medali, Tande dorzucił jeszcze brązowy krążek, który wywalczył z kolegami na "mamucie" w Vikersund w 2022 roku. Thomas Thurnbichler podjął ważną decyzję. Skoczkowie powinni być zadowoleni