- Weekend w Willingen do zapomnienia - tak Thomas Thurnbichler, trener kadry polskich skoczków, skwitował w rozmowie ze Skijumping.pl to, co działo się w Niemczech. Tam Polska dostawała lanie w Pucharze Narodów nawet od skoczków z USA. Na nieco ponad trzy tygodnie przed mistrzostwami świata w narciarstwie klasycznym w Trondheim mamy tylko jednego zawodnika na światowym poziomie i jednego na przyzwoitym. Nic więcej. Blamaż polskich skoczków, możliwy radykalny krok. "Po co nam pozostali?" Paweł Wąsek i Dawid Kubacki. Tylko tyle. Nie mamy drużyny Tym, na którego możemy liczyć, jest Paweł Wąsek. To bez dwóch zdań skoczek światowej czołówki. Tej zimy już trzy razy był blisko podium. Tylko w tym sezonie zdobył już więcej punktów w Pucharze Świata niż w ciągu całej swojej kariery, a dla niego to ósmy sezon na najwyższym szczeblu. 25-latek może zatem namieszać w mistrzostwach świata i z pewnością jest gotowy na to, by walczyć o medal. Cieszy przebudzenie Dawida Kubackiego. Temu najwyraźniej służą spokojne treningi. Od początku tego roku robił niewielkie kroczki, które finalnie złożyły się na duży krok. Nasz wielki mistrz potrafi już wskakiwać do "10" w punktowanych seriach. Raczej powinien być solidnym punktem naszej drużyny. Dalej mamy już jednak problem. Po najlepszym początku sezonu w karierze kompletnie rozregulował się Aleksander Zniszczoł, który do niedawna rywalizował z Wąskiem o miano lidera kadry. Jeśli jednak wiślanin poprawi detale, to znowu może skakać, jak ubiegłej zimy, kiedy dwukrotnie stał na podium. Bardzo chimeryczny jest Jakub Wolny. On potrafi skoczyć bardzo dobrze, by następnie zepsuć skok. Te dobre skoki tej zimy bardzo rzadko zdarzają się Piotrowi Żyle. Wygląda na to, że to on, Kamil Stoch i być może Maciej Kot, który zaczyna skakać bardzo regularnie, stoczą bój o miejsce w kadrze na MŚ. Nie ma co ukrywać, że w rywalizacji drużynowej jesteśmy bez szans na walkę o medale w Trondheim. Być może uda się coś wskórać indywidualnie. Bez dwóch zdań Thurnbichler znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. Biało-Czerwoni ani razu tej zimy nie zaliczyli bardzo dobrego konkursu w PŚ, a za ten uznaje się, kiedy zawodnicy zdobywają co najmniej 100 punktów do klasyfikacji generalnej Pucharu Narodów. W tej chwili na świecie dominują wyraźnie dwa kraje - Austria i Norwegia. Wyraźny regres zanotowali Niemcy, a za to po słabszym początku przebudzili się Słoweńcy. Może zatem to samo stanie się z Polakami. Wydaje się, że to wciąż nie są bardzo poważne problemy. Wygląda na to, że wystarczy dopracować szczegóły, by nasi skoczkowie znowu latali. Do MŚ jest jeszcze trochę czasu. W przeszłości już tak bywało, że polska drużyna potrafiła się zebrać przed najważniejszą imprezą. Tak było choćby za Łukasza Kruczka, czy Michala Doleżala. Ja zatem czekam na polski cud w Trondheim.