Porywisty wiatr w Innsbrucku nie tylko uniemożliwił sprawiedliwą rywalizację, ale przede wszystkim naraził zawodników na niebezpieczeństwo. Potęgował je źle przygotowany zeskok. W jedną z dziur wpadł Kamil Stoch. Nasz faworyt do końcowego triumfu w Turnieju Czterech Skoczni upadł i mocno się poturbował. Na szczęście nie odniósł groźnych obrażeń. Ucierpiał także Austriak Florian Altenburger. "To żart, w taki dzień nie powinno się skakać" - powiedział doświadczony Szwajcar Simon Ammann. Organizatorzy koniecznie chcieli jednak rozegrać zawody i przerwali je dopiero po pierwszej serii. Kamil Stoch nie chciał komentować, czy warto było w takich warunkach rozgrywać konkurs, ale po zawodach nie każdy był takim dyplomatą. Jury ostro skrytykował m.in. Heinz Kuttin, trener austriackiej kadry. Lider jego drużyny, walczący o końcowe zwycięstwo w turnieju - Stefan Kraft długo siedział na belce startowej zanim dostał zielone światło. Austriak, który przed zawodami w Innsbrucku tracił do ówczesnego lidera Stocha tylko 0,8 pkt, uplasował się dopiero na 18. pozycji i w klasyfikacji turnieju spadł na trzecie miejsce. "Wyszedłem z progu i nie dostałem podmuchu powietrza pod narty. Ten skok to nie była jakaś rakieta, ale w normalnych warunkach powinien wystarczyć na 125 metrów" - dowodził Kraft. Austriak stracił sporo punktów w Innsbrucku, ale zapowiedział, że nie rezygnuje z walki o końcowy triumf. "Siedemnaście punktów to niedużo, więc zawody w Bischofshofen są dla mnie wielką szansą" - powiedział. Zawiedziony przebiegiem środowego konkursu był także Niemiec Andreas Wellinger. "Nie było żadnej zabawy. Równie dobrze można było rzucić kostką" - skomentował dla "Bilda". "Skakanie w takich warunkach nie sprawia przyjemności ani trenerom, ani zawodnikom, ani widzom" - dodał trener reprezentacji Niemiec Werner Schuster.