Zapisy wideo poddają w wątpliwość uzyskaną przez Norwega odległość 117 m, gdyż broniąc się przed upadkiem wylądował najpierw na jednej narcie, a po chwili dopiero dołączył drugą. Tande po nieudanej próbie stracił szansę walki z Kamilem Stochem o zwycięstwo w TCS. Spadł na trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej, wyprzedził go jeszcze Piotr Żyła. Gdyby ostatni skok Norwega był krótszy o 4-4,5 m, mógłby przegrać z czwartym ostatecznie Maciejem Kotem. Polski arbiter, sędziujący od kilkunastu lat m.in. w zawodach FIS w skokach i lotach narciarskich, powiedział, że według przepisów dotyczących takiego skoku to, ile metrów zostanie zapisane w wyniku zależy od momentu, w którym podłoża dotknie całą powierzchnią pierwsza narta, a nie druga. - Natomiast, gdy skoczek ląduje tzw. telemarkiem, odległość wyznacza punkt położony w połowie pomiędzy środkami jego stóp. Gdy na dwóch nogach jednocześnie - po środku stóp, a przy upadku jest to moment pierwszego zetknięcia się narty czy danej części ciała z zeskokiem - tłumaczył Pochwała. Pomiaru dokonuje się za pomocą kamer oraz specjalnego programu komputerowego. - Tzw. wideo-pomiar to po prostu człowiek, który w odpowiednim momencie robi tzw. stopklatkę. Zatrzymanie powoduje, że program automatycznie podaje odległość z dokładnością do pół metra. Technicznie wygląda to tak, że na zeskok, tak mniej więcej od 60. do np. 150. metra przy dużej skoczni, nakierowane są kamery, a na monitorze program tworzy ułożone co metr wirtualne linie - poinformował. Jego zdaniem człowiek obsługujący pomiar zawsze może się pomylić. - Np. przeoczyć moment dotknięcia zeskoku przez pierwszą nartę. Moim zdaniem jednak zdarza się to niezwykle rzadko, bo gdyby było inaczej - mielibyśmy więcej protestów. Przypomnę, że ekipa danego kraju ma 15 minut na zgłoszenie swoich wątpliwości. Jeżeli tego nie zrobi, to znaczy, że albo nikt się w porę nie zorientował, albo po prostu uznano prawidłowość podanego wyniku - tłumaczył. Zapytany, czy pomyłka może być spowodowana wadliwą pracą sprzętu lub oprogramowania powiedział, że tak również może się zdarzyć. - Według mnie jedynie wtedy, gdy zaistnieje konkretna awaria lub wyłączony zostanie prąd, ale wówczas przecież natychmiast do akcji wkraczają sędziowie, którzy ustawieni są na schodkach wzdłuż zeskoku - podsumował Pochwała. Graj razem z nami dla WOŚP! Wesprzyj Orkiestrę na pomagam.interia.pl