- Miałem przeczucie już rano, że Dawid wygra - chwalił się Adam Małysz. - Lubi tę skocznię, a gdy oddał próbny skok, widać było błysk w jego oczach - dodał dyrektor polskiej reprezentacji. - Serce drżało przed pierwszym i przed drugim skokiem - nie ukrywał trener Michal Doleżal. Małysz zawsze podkreślał, że denerwował się mniej jako skoczek, niż obecnie, oglądając zawody z boku. Gdy trzy lata temu polska drużyna sięgała po złoty medal mistrzostw świata w Lahti, z nerwów dostał rozstroju żołądka. Obaw nie brakowało także wczoraj w finałowym konkursie Turnieju Czterech Skoczni w Bischofshofen. - Ogromnie przeżywaliśmy konkurs tutaj na dole. A Grzesiek Sobczyk wymiotował na wieży trenerskiej, bo on tak reaguje. Wszystko bierze tak do siebie, że nerwy go rozsadzają - opowiadał Małysz. Największe opanowanie zaprezentował sam Kubacki, który efektownymi lotami na 143 i 140,5 m bezapelacyjnie wygrał konkurs i cały turniej. "Trzech królów mamy, na kolejnego czekamy" - śpiewali polscy fani na skoczni w Bischofshofen, nawiązując do trzech polskich zawodników, którzy triumfowali w Turnieju Czterech Skoczni - Małysza, Kamila Stocha i Kubackiego. Tymczasem nasi skoczkowie nie mają nawet chwili na świętowanie sukcesu kolegi. - Tak będziemy świętować, że za chwilę jedziemy do domu - mówił wieczorem Małysz. - W czwartek kolejny wyjazd do Predazzo. Na świętowanie przyjdzie czas po sezonie, wtedy skoczkowie mogą pojechać na urlop i odpocząć - dodał. Z Bischofshofen Waldemar Stelmach