"Proszę państwa, to jest historyczny moment. Proszę spojrzeć na tego człowieka. To Kamil Stoch i właśnie staliśmy się świadkami niesamowitego wydarzenia" - mówił spiker do zebranych na skoczni kibiców. Gdy Stoch wylądował wszyscy wiedzieli - wygrał! Zanim jeszcze na telebimach pojawiła się informacja o odległości i notach, wszyscy zaczęli skandować nazwisko podwójnego mistrza olimpijskiego z Soczi. A Stoch? Położył się na śniegu i uśmiechnął. Chwilę później byli przy nim jego koledzy z reprezentacji i wspólnie czekali na werdykt. A jak się pojawił na telebimie, od razu chwycili skoczka z Zębu i z nim na barkach maszerowali wzdłuż trybun. W tym czasie z kabiny komentatorskiej Eurosportu schodził Sven Hannawald. To właśnie Niemiec był dotychczas jedynym zawodnikiem w historii, który triumfował na wszystkich czterech skoczniach w jednej edycji imprezy. I mimo że chciał pozostać tym jedynym, to ukłonił się przed Stochem, ściągnął czapkę i uściskał. Mistrz docenił mistrza. Na trybunach wszyscy skandowali "Kamil Stoch, Kamil Stoch", powiewały biało-czerwone flagi z napisami przeróżnych miast - Warszawy, Kielc, Bydgoszczy, Zębu, Zakopanego, Bielsko-Białej. "Ani przez moment nie wątpiliśmy. Jesteśmy ze Śląska, ale od lat mieszkamy w Niemczech. To dla nas podwójna satysfakcja" - mówił jeden z polskich fanów. Mazurek Dąbrowskiego w Bischofshofen został puszczony dwa razy. Najpierw za zwycięstwo w sobotnim konkursie, potem za triumf w turnieju. Gdy Stoch wchodził na podium, drugi w klasyfikacji Niemiec Andreas Wellinger ściągnął czapkę i nisko mu się ukłonił. Tak samo zachowywali się trenerzy - przychodzili, gratulowali i pochylali głowy. Zabawa w tym małym, górskim miasteczku będzie trwała do rana i będzie biało-czerwona.