W finale Polak stanął przed arcytrudnym wyzwaniem, bowiem musiał odpowiedzieć na doskonałe skoki w wykonaniu Ryoyu Kobayashiego oraz Karla Geigera. Japończyk poszybował na 141 m, a Niemiec do tej odległości dołożył jeszcze pół metra. Aby obronić drugie miejsce, Polak musiał odpalić "petardę" i skoczył świetnie (139,5 m), ale to wystarczyło na wyprzedzenie tylko Kobayashiego, powstrzymanego w walce o szóste z rzędu wygranie konkursu w ramach Turnieju Czterech Skoczni. Na Niemca okazało się ciut za mało i Polak przegrał z Geigerem zaledwie o punkt. Po konkursie nie ukrywał, że aż westchnął, w końcu o tak mało musiał uznać wyższość Niemca. - Zabrakło mi naprawdę niewiele, ale zadowolenie też było, bo to był naprawdę dobry skok. Jednak szkoda, że trochę brakło - powiedział w rozmowie z TVP Sport Kubacki. Z debiutanckiego zwycięstwa na szczeblu Pucharu Świata cieszył się doskonale dysponowany w noworocznym konkursie Norweg Marius Lindvik. Polak zapytany, co poczuł po skokach w drugiej serii Kobayashiego i Geigera, odparł, że nie wkradło się zdenerwowanie, ani nie podniosło mu się tętno. Z prostego powodu. - Tam u góry nie słychać, ile kto skoczył. Oczywiście słychać wrzawę, a gdy skakał Niemiec to wiadomo było, że będą się cieszyć. Jednak u góry nie wiadomo, ile dokładnie skoczył. Prawda jest też taka, że to, jaką odległość osiągnął, niewiele zmieniało w moim skoku - przyznał nasz zawodnik. Na koniec reprezentant Polski rozprawił się z wypowiedzią Piotra Żyły, który miał stwierdzić, że noworoczną partyjkę pokera wygrał właśnie Kubacki. - Ja nie wygrałem. Piotrek twierdził, że ja? To wam kłamał. Noworocznego wygrał Stefan Hula - odparł nasz Orzeł z wyraźnym rozbawieniem.