Tande prowadził w klasyfikacji generalnej TCS przed ostatnim konkursem w Bischofshofen. Po pierwszej serii sytuacja się zmieniła. Na pozycję lidera wskoczył Stoch. O końcowym triumfie w tych prestiżowych zawodach zadecydował ostatni skok. Już po wyjściu z progu widać było doskonale, że coś niedobrego dzieje się z Tande. Norweg skoczył zaledwie 117 metrów, co dało mu dopiero 26. miejsce w konkursie w Bischofshofen. Okazji nie zmarnował Stoch, który wygrał ostatni konkurs TCS i całą klasyfikację generalną. Norweg spadł na trzecie miejsce, bo wyprzedził go jeszcze Piotr Żyła. Okazało się, że Tande jest sam sobie winien. 22-latek nie zapiął dobrze wiązania i stąd wzięły się jego problemy w locie. "Jasna cholera. Ty pieprzony idioto - mówiłem wtedy do siebie. Ale to głupie płakać nad tym, co się stało wczoraj, kiedy jutro przynosi nowe wyzwania w skokach narciarskich" - skomentował Tande dla serwisu vg.no. "Oczywiście było mi ciężko, ale z innego punktu widzenia, to co zrobiłem w ciągu ostatniego tygodnia daje mi ogromną satysfakcję" - podkreślił Tande, który wygrał dwa konkursy 65. edycji TCS w Garmisch-Partenkirchen i w Innsbrucku."Nie sądzę, żeby mi się to kiedyś powtórzyło. Tom Hilde mówił, że każdemu skoczkowi coś takiego przytrafia się w trakcie kariery" - zaznaczył 22-letni zawodnik.Tande wyznał, że otrzymał wiele słów otuchy po tym, co się wydarzyło w Bischofshofen. "Wsparli mnie koledzy, ale także rywale. To pokazuje, że skoczkowie narciarscy to jedna wielka rodzina. Chociaż rywalizujemy ze sobą, to darzymy się szacunkiem i dbamy o sobie. I to jest bardzo dobre" - stwierdził.Teraz karuzela Pucharu Świata zawita do Polski. W najbliższy weekend w Wiśle odbędą się dwa konkursy indywidualne. "Znów będą walczył o zwycięstwo" - zakończył Tande.