Adam Małysz nie ma żadnych wątpliwości, że po podwójnym sukcesie polskich skoczków w Turnieju Czterech Skoczni wszyscy będą się bać biało-czerwonych. W 65. edycji imprezy triumfował Kamil Stoch, a drugi był Piotr Żyła. - Popłakałem się, bo coś takiego to, cholera jasna, można sobie było tylko wymarzyć. Maćkowi Kotowi zabrakło tylko siedmiu punktów, żeby też stanąć na podium, to tyle co nic. To była historia. Piotrek Żyła pewnie gdzieś w świadomości miał, że może być trzeci, ale że drugi to pewnie nawet sobie nie wymarzył. Już nie mówię nic o Kamilu Stochu, bo on jest w tak wysokiej formie, że w tym momencie musiał tylko skoczyć swoje - ocenił na gorąco triumfator tej imprezy sprzed 16 lat. Obecnie Małysz pracuje w związku narciarskim, a z sukcesu swoich młodszych kolegów cieszył się jak z własnego. Ale jeszcze przed turniejem mówił, że tzw. czarnym koniem może być właśnie Żyła. - Teraz będą się nas już bać wszyscy i to mocno. Jeśli ktoś miał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, to teraz już ich nie ma - dodał. W ciągu dziewięciu dni odbyły się cztery konkursy, poprzedzone treningami oraz kwalifikacjami. To najbardziej wyczerpujący turniej dla skoczków w sezonie. - Fizycznie to bardziej wymagające zawody niż mistrzostwa świata, bo tam są trzy konkursy - dwa indywidualne i jeden drużynowy - rozłożone w czasie, a tu jest bardzo ciasno. W ciągu paru dni jest osiem konkursów, bo tak trzeba liczyć także kwalifikacje. Wytrzymują ci najmocniejsi, a teraz widać, kim oni są - powiedział. Małysz tym bardziej się cieszy z sukcesu, że TCS to bardzo prestiżowa impreza. - Od jakiegoś czasu trudno jest wyrwać ten turniej Austriakom i Niemcom, a teraz wyrwało dwóch Polaków. Rzadko się zdarza, by z jednej reprezentacji dwóch zawodników coś takiego zrobiło - zaznaczył. Teraz "Biało-czerwoni" wracają do kraju, gdzie czekają ich zawody w Wiśle oraz Zakopanem. - Już się tego trochę boimy. Przygotowujemy się do tego od pewnego czasu, by trochę zawodników od tego odciągnąć. Teraz naprawdę będzie wielki szał - powiedział. Łezka w oku zakręciła się Małyszowi, gdy zobaczył drugi skok Daniela Andre Tandego. Tylko on mógł bowiem pokrzyżować plany Stochowi. Norweg zepsuł jednak do tego stopnia swoją próbę, że zdołał wyprzedzić go nawet Żyła. - Miałem nawet nadzieję, że Maciek Kot jeszcze wskoczy na podium. Miałem świadomość, że musiałby sporo nadrobić, ale nadzieja była. Tande nie wytrzymał tego psychicznie, to było widać - ocenił "Orzeł z Wisły". Wiele komplementów padło także pod adresem szkoleniowca Stefana Horngachera. - Mieliśmy już wielu trenerów wielkiej klasy, ale to jeden z nielicznych, którym się taki sukces należy. Wiara w zawodników, praca i jak w krótkim czasie potrafił doprowadzić do tego, to wielka rzecz. Oczywiście zawodnicy mu to ułatwili, ale trzeba też obudzić w nich potencjał i to pokazać. A to zasługa trenera - podkreślił. Po raz pierwszy w historii na podium TCS stanęło dwóch polskich skoczków narciarskich. Na czwartej pozycji rywalizację ukończył Maciej Kot.