FIS ma wielki plan by po sezonie olimpijskim, który czeka na już kolejnej zimy, połączyć kalendarze kobiet i mężczyzn w skokach narciarskich. Ten pomysł wywołał głośne dyskusje w świecie skoków. Jako pierwszy larum podniósł Adam Małysz. - To będzie narzucone i jeśli chcesz konkurs mężczyzn, to musisz też organizować skoki kobiet? Jeśli tak, to jestem przeciwny. - To samo było kiedyś w narciarstwie alpejskim i zrezygnowano z takiego rozwiązania. Oczywiście czasem zdarza się, że w jednym miejscu rywalizują wszyscy i w porządku, u nas też tak może być, ale nie zawsze. Wiem, jak to wygląda u nas w kraju, mamy swoje doświadczenia i nie jest łatwo. Są kraje, gdzie skoki kobiet są popularniejsze niż mężczyzn i odwrotnie. (...) To nie idzie w dobrym kierunku - apelował prezes Polskiego Związku Narciarskiego. Rewolucja w skokach. Trzy kraje i Polska nie zgadzają się na zmiany FIS Głos Adama Małysza odbił się szerokim echem i poszły za nim wspomniane Austria, Japonia oraz Słowenia. FIS chce wcielić ten pomysł, ponieważ wiele dyscyplin, takich jak biegi narciarskie, snowboard, a także narciarstwo dowolne i szybkie działają w ten sposób. Tymczasem nie wszystkie obiekty goszczące mężczyzn są gotowe na przejęcie także zawodów kobiet, a Puchar Świata skoczków nie ma interesu w organizowaniu konkursów we wszystkich miejscach, gdzie startują skoczkinie. Niektóre kraje, takie jak właśnie Austria, Japonia i Słowenia miałby zatem wiele do stracenia. Z harmonogramu z pewnością zniknęłyby bowiem skocznie 90-metrowe, a to właśnie te państwa organizują zawody pań na tego typu obiektach. Dlatego też postanowiły złożyć protest, przesyłając list do FIS-u. W jego treści apelowano o to, aby przełożyć decyzję przynajmniej do sezonu 2030/31, tak aby można było zyskać czas, na przygotowanie obiektów w odpowiedni sposób. Ponadto te kraje wskazały pięć powodów, dlaczego należałoby pozostawić w kalendarzu normalne skoczni obecne używanych tylko w PŚ kobiet: Villach, Ljubnie oraz Zao. Takim głosom sprzeciwiają się jednak Norwegowie. Norwegowie uderzają w słowa Adama Małysza. "Mam nadzieję, że się opamiętają" Dziennik "Dagbladet" przytoczył wspomniane słowa Adama Małysza, a Jan-Erik Aalbu, dyrektor norweskich skoków narciarskich, ostro skrytykował taki sposób myślenia i uderzył przede wszystkim w Austrię, Japonię i Słowenię, które wystosowały protest. - FIS chce, aby mężczyźni i kobiety mieli taki sam harmonogram dnia. Ale trzy kraje tego nie chcą. A teraz muszę powiedzieć jedno: to tak, jakbyśmy cofnęli się w czasie o 20 lat - twierdzi Aalbu, który podkreślił, że taka rewolucja "jest totalną tragedią dla skoków kobiet". - Norwegia jasno przedstawi swoje stanowisko, gdy po sezonie odbędzie się wiosenna konferencja FIS. Miejmy nadzieję, że te trzy narody opamiętają się. Nie możemy zatrzymać rozwoju skoków narciarskich wśród kobiet. Jestem jednocześnie zaskoczony i rozczarowany, że trzy tak duże kraje w skokach przez swoje przeszkody chcą to powstrzymać - grzmi Aalbu. Warto zaznaczyć, że zwolenniczkami takiego rozwiązania są panie. Pomysł FIS-u poparły m.in. Katharina Schmid, Martia Kramer, Sara Takanashi czy Nika Prevc. Co ciekawe, trzy ostatnie z wymienionych czterech zawodniczek... pochodzą z federacji, które złożyły prostest. Zmiany zdają się jednak zbliżać nieuchronnie. Już po mistrzostwach świata w Trondheim skoki narciarskie kobiet i mężczyzn będą miały jednego dyrektora, co już jest jasnym sygnałem tego, że federacja nie zamierza czekać. Sandro Pertile przejemie opiekę także nad kobiecymi skokami, a stanowisko opuści Chika Yoshida. Japonka piastowałą swoje stanowisko od 2011 roku, a w przyszłym sezonie, kiedy zawody obu cykli będą rozgrywane w różnych miesjcach, ma przejmować rolę Włocha. Po MŚ do końca zimy, zarówno skoczkinie, jak i skoczkowie będą już startowali w jednych miejscach.