Sprawa została nagłośniona w listopadzie, kiedy to czeskie media poinformowały, że już od miesiąca nie ma kontaktu z byłym skoczkiem narciarskim Antoninem Hajkiem. Był bezskutecznie poszukiwany zarówno przez rodzinę, jak i funkcjonariuszy policji. Już wtedy zaczęły się pojawiać pogłoski, że mógł uciec za granicę. Antonin Hajek zaginął. Rodzina traci nadzieję Ślady miały prowadzić do Malezji, głos zabrała nawet rzeczniczka czeskiego MSZ, która przekazała, że placówka w Kuala Lumpur zajmuje się obecnie sprawą zaginięcia obywatela Czech w rejonie malezyjskiej wyspy Langkawi, natomiast dla dobra śledztwa nie podała żadnych dalszych informacji. Z kolei czeska policja przekazała, że faktycznie tropy prowadzą do Malezji, gdzie miał lecieć Hajek. Niestety wszystkie informacje na ten temat są bardzo skąpe i rodzina, która bardzo aktywnie uczestniczy w śledztwie, zaczyna powoli tracić nadzieję na to, że uda się go odnaleźć. - Nic już nie możemy zrobić. Przekazaliśmy wszystkie informacje, które mieliśmy. Zostaje nam tylko liczyć na malezyjską policję - powiedział brat Antonina Hajka Matej. Czytaj także: Tajner dosadnie o słabszych skokach Polaków W tej sprawie pojawia się wiele wątków. Jednym z nich są problemy osobista zawodnika, z powodu których, jak sugerują dziennikarze, mógł chcieć usunąć się w cień. W 2019 roku ożenił się on z Veroniką Pankovą, fizjoterapeutką czeskiej kadry, a ślub odbył się... pod skocznią w Harrachovie. Para jest jednak już po rozwodzie - jego przyczyną, według doniesień czeskich dziennikarzy, miał być romans 35-latka z jedną ze skoczkiń - a warto nadmienić, że Hajek swego czasu trenował żeńską reprezentację swej ojczyzny. To wszystko mogło, choć rzecz jasna nie musiało, wpłynąć na jego chęć wyjazdu. Cała sprawa jest bardzo tajemnicza, ale rodzina byłego skoczka wciąż ma nadzieję, że skończy się happy endem.