Jeszcze ponad cztery lata temu wydawało się, że kobiece skoki w Polsce mogą zacząć dorównywać naszym panom, którzy regularnie zdobywali medale wielkich imprez. Sygnałem były występy w mistrzostwach świata w Seefeld Kamili Karpiel i Kingi Rajdy. One razem z Dawidem Kubackim i Kamilem Stochem biły się wówczas o medal. Ostatecznie skończyło się na szóstej pozycji. Wówczas nasze skoczkinie trenowały pod okiem Marcina Marcina Bachledy i Sławomira Hankusa. W Polskim Związku Narciarskim postanowiono jednak trochę pozmieniać, widząc, że jest potencjał, który można jeszcze rozwinąć. Trenerem kadry został Łukasz Kruczek. To był wielki powrót do pracy w Polsce szkoleniowca, który potem szkolił włoskich zawodników. Piotr Żyła mówił o dramacie i bezradności. Pozbierał się i miał powody do radości Marcin Bachleda: zabolało mnie to, co wydarzyło się kilka lat temu Jeszcze pod skrzydłami Kruczka wyskok miała Rajda, która zajęła szóste miejsce w zawodach Pucharu Świata, ale z czasem atmosfera w drużynie zaczęła się psuć. Miało to też przełożenie w wynikach. Ze skoków najpierw zrezygnowała Karpiel, a po mistrzostwach świata w Planicy odeszła Rajda. To był czas, kiedy naszą kadrę prowadził chwilowo Szczepan Kupczak. Po Planicy w PZN postanowili zagrać va banque. Zatrudnili jednego z najlepszych trenerów na świecie Austriaka Haralda Rodlauera. Cudów nie zdziałał. Postępu wielkiego też nie było. Austriak zrezygnował i znowu trzeba było wrócić do korzeni. Teraz trenerem kadry jest Marcin Bachelda, który prowadzi ją w duecie ze Stefanem Hulą. Ten ostatni był asystentem Rodlauera i właściwie na nim spoczywała większość treningów, bo Austriak widział się z kadrą tylko od czasu do czasu. Tomasz Kalemba, Interia Sport: Wróciłeś do kadry i zostałeś nawet trenerem głównym. Słyszałem też, że od razu pojawiła się lepsza atmosfera. Marcin Bachleda: - Nie ukrywam, że zabolało mnie to, co się wydarzyło kilka lat temu. Byłem jednak wytrwały i utrzymywałem się w tej kadrze jako asystent. Chcę pomóc tym dziewczynom, bo widzę w nich potencjał. Wiem, że je stać na dobre skakanie. To mi dało siłę, by wytrwać. Teraz zostałem trenerem kadry i jestem z tego zadowolony. Wygląda na to, że liderką kadry została Anna Twardosz, którą wiele osób skreślało kilka lat temu, ale ona się zawzięła i dziś skacze przyzwoicie. Widać, że wiele popracowała nad swoją wagą. - Ania miała duże problemy z wagą, ale od roku to wszystko się ustabilizowało. Pracowała z dietetykami i poszło to w dobrą stronę. To jej dużo dało i mocno ją podbudowało. Wróciła energia i chęć do pracy. Brakuje nam teraz Wiktorii Przybyły, która zerwała więzadła i straci ten sezon. Ale razem trzymają się Ania, Pola Bełtowska i Natalia Słowik. Potrzebujemy liderki, żeby to się napędzało, żeby dziewczyny równały do niej i starały się ją przeskakiwać. Lato było chyba zaskakująco dobre, jak na zasoby, jakimi dysponuje ta kadra. Zimą jest szansa na częstsze punktowanie? - Jestem zadowolony z lata, ale też solidnie przepracowaliśmy ten okres, a jeszcze wiele pracy przed nami. Dziewczynom brakuje na skoczni jeszcze trochę pewności siebie. Jeśli jej nabiorą, to bez problemu powinny walczyć o "30" w każdym konkursie. Muszę tylko w to uwierzyć. Różnie było z Nicole Konderlą. To ona miała psuć atmosferę w kadrze. Teraz trenuje indywidualnie, ale rozumiem, że czasami pracujecie razem na zgrupowaniach? - Przegadaliśmy pewne sprawy na początku. Nicole chciała trenować indywidualnie z Łukaszem Kruczkiem i nam to nie przeszkadza. Mamy też jednak wspólne treningi. Jeśli tylko będzie dobrze skakała, to nie widzimy problemów w tym, by jeździła z nami na zawody. Wyznaczyłeś już cele na tę zimę? Co chciałbyś, żeby w tym sezonie dziewczyny osiągnęły? Nie możemy wymagać, nie wiadomo czego, bo jednak ta kadra jest w fazie przejściowej i trzeba znowu w kobiecych skokach w Polsce zacząć budować wszystko od początku. - Nie wyznaczam dziewczynom celów. Sam chciałbym, by w mikście poprawiły szóste miejsce z mistrzostw świata w Seefeld. Celem zatem jest naprowadzenie dwóch dziewczyn tak, by ciągle punktowały w Pucharze Świata. Rozmawiałeś z Kamilą Karpiel i Kingą Rajdą? Czy ich ewentualny powrót w ogóle wchodzi w rachubę? - Ja nie namawiałem dziewczyn, ale słyszałem, że Harald z nimi rozmawiał. Pisałem z Kamilą i się zastanawiała. Nie namawiam jednak. Jeśli będą chciały wrócić, to mają otwartą drogę, choć teraz to nie będzie takie proste. Musiałyby bowiem wszystko zaczynać od początku w klubie, a jeśli skakałyby na w miarę dobrym poziomie, to dopiero wtedy można byłoby je wziąć do kadry. Harald Rodlauer miał być czarodziejem i wyciągnąć kobiece skoki w Polsce w górę. Nie wyszło. Osiągał wcześniej wielkie sukcesy, więc miał dobry warsztat trenerski. Nauczyłeś się czegoś od Austriaka, choć on - zdaje się - zbyt często w Polsce nie bywał? - Nie chce się do końca wypowiadać na ten temat. Nie ukrywam, że myślałem, że jak przyjdzie, to coś się od niego nauczymy. Nie wyglądało to jednak tak, jak myśleliśmy, że będzie wyglądało. To nas trochę tak... Ja robiłem swoje z młodszymi dziewczynami przy Szkole Mistrzostwa Sportowego. Czasem jeździłem na wyjazdy z kadrą, żeby zobaczyć, jak to wygląda. Szczerze. Zderzył się chyba z realiami w naszym kraju. Zobaczył, że w Polsce nie wygląda to, jeśli chodzi o kobiety, jak u w Austrii. Przez ten czas, kiedy byłeś trochę na uboczu tej kadry, miałeś wiele przemyśleń? - Po sezonie 2018/2019 wiele myślałem. Zastanawiałem się nawet nad tym, czy w ogóle zostać w skokach. Dostałem jednak propozycję pracy przy SMS. Stwierdziłem, że spróbuję i zostanę. Myślę, że w tym czasie udało się trochę podciągnąć młode zawodniczki. Zaczęły bardziej wierzyć w siebie. To właśnie w tych dziewczynach jest potencjał. W mistrzostwach Polski wystąpiło osiem dziewczyn, w tym jedna przedstawicielka kombinacji norweskiej. - Nie mamy tego dużo, ale z tego grona możemy mieć jedną-dwie, które pociągną resztę. Chodzi o to, by one zachęciły do skoków swoimi dobrymi wynikami. Już widzę, że pojawia się coraz więcej dziewczyn w klubach. Niedawno Asia Szwab ruszyła ze swoją sekcją. Jeździ po szkołach i szuka dziewczyn. Potrzeba nam 10-15 dziewczyn. Z tego grona po kilku latach zostanie może pięć-sześć, ale będzie przynajmniej w kim wybierać. Planujecie starty we wszystkich zawodach Pucharu Świata? - Nie wiem, czy wystąpimy wszędzie. Na pewno będziemy patrzeć, jak to wygląda. Jeśli będą te dziewczyny skakały swoje, to powinny zbierać punkty. Bardzo w nie wierzymy. W Zakopanem - rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport