Radosław Nawrot: Feniks z popiołu - takie przychodzi mi do głowy określenie w twoim wypadku. Nie oszukujmy się, nie brakowało kibiców, którzy twierdzili, że z Olka Zniszczoła skoczka już nie będzie, po czym przyszedł sezon, o którym sam mówiłeś, że dałbyś sobie za niego piąteczkę. Aleksander Zniszczoł: Tak uważam. Dużo było ludzi, którzy we mnie nie wierzyli i mówili, że nic ze mnie już nie będzie, gdyż lata lecą. Ja cały czas wierzyłem, cały czas trenowałem. Po drodze miałem wiele sytuacji niezależnych ode mnie, które wpływały na poprzednie sezony i to, jak one wyglądały. Teraz przyszło przełamanie. Dużo mi dała zmiana trenera. Obecny jest młodszy i łatwiej mi się z nim dogadać. Jesteście z trenerem Thurnbichlerem takimi kumplami? - Tak i to jest fajne. Mam do niego szacunek i zaufanie jako do trenera, ale może to być układ koleżeński. Piotr Żyła jest blisko czterdziestki, Kamil Stoch też coraz starszy, więc zmiana pokoleniowe w skokach czeka nas nieuchronnie. Ty jesteś wciąż przed trzydziestką. Może się okazać, że ty czy Paweł Wąsek za chwilę będą liderami i ciągnęli nasze skoki do kolejnych igrzysk i mistrzostw świata. - Może tak być. Ja trzydziestkę mam za rok, ale wciąż czuję się młody. W ogóle nie myślę o tym, bym miał np. za dwa lata kończyć karierę, gdyż będę po trzydziestce. Teraz wydaje się, że trzydziestokilkuletni skoczkowie są absolutnie na porządku dziennym i chyba w twoim wypadku te dziesięć lat skakania możemy spokojnie założyć. - Myślę, że możemy. Dopóki będzie mnie to cieszyć i dopóki zdrowie pozwoli, będę chciał kontynuować karierę. Wiek profesjonalny w sporcie zaczyna się przesuwać, w skokach szczególnie to widać. Do profesjonalnego sportu trzeba dorosnąć, a dorasta się przez doświadczenie. Kiedyś skoki narciarskie wiązały się z młodością, z polotem, z brawurą, z brakiem zahamowani. Wielkie sukcesy odnosili skoczkowie nawet nastoletni. Teraz rzeczywiście jest coraz więcej zawodników dojrzałych, którzy dopiero wtedy zaczynają pokazywać klasę. - Tak właśnie jest. Ja też miałem super sezon jako junior, w debiucie na Pucharze Świata. A potem to przygasło, bo wszedłem w wiek seniorski. Pojawił się natłok ludzi, mediów, nie było kogoś, kto pokazałby mi, jak sobie z tym poradzić. Tego zabrakło w Polsce w tamtych czasach i tak potoczyły się moje sezony, dopóki nie dorosłem. To bezcenne doświadczenie dla kolejnych kadr młodych skoczków, którzy też będą musieli się z tym zmierzyć. Z tym, że nagle będą musieli udzielać masy wywiadów, nawet po kilka dziennie i każdy będzie się interesował tym, co robią nawet w czasie prywatnym. Dla ciebie to już chyba bułka z masłem. Bułka z bananem, powiedzmy. - Ja się bardzo cieszę, gdyż ktoś mnie rozpozna. Jest to dla mnie miłe, nie jest uciążliwe. To też buduje, bo widzę, że są ludzie, którzy ze mnie wierzą i wdzięczni za to, że skaczę i osiągam dobre wyniki. Gdybyśmy spojrzeli na ostatni sezon... albo nie, spójrzmy na ostatnie kilka lat, to co - poza współpracą z trenerem, który ci odpowiada - wydarzyło się takiego, że zaistniałeś tak mocno w skokach. Przecież w Słowenii żałowaliśmy, że sezon się kończy. - Zawieszałem sobie poprzeczkę coraz wyżej i wyżej, chciałem przekraczać własne granice. Żałuję nieco, że nie powędrowała jeszcze wyżej, no ale nie dało się już więcej poskakać. Sezon się skończył. Wychodziliśmy na wybieg pomachać do kibiców, popatrzyłem na skocznię i aż miałem łzy w oczach, że to już koniec. Czułem się świetnie i dumnie, że sezon się tak potoczył i że się nie poddałem. Został chyba głód na kolejny sezon? Widzę go w tobie. - Pewnie, że jest. Jestem bardzo zmotywowany do pracy i wystartuję z innego poziomu niż zaczynałem ten sezon. To mi dało pewność siebie. Traktowałem wcześniej Puchar Świata jako inne zawody niż Puchar Kontynentalny. Przyjeżdżałem po wygrywaniu tam i na Pucharze Świata do trzydziestki się nie mogłem załapać. Teraz inaczej patrzę na rywali, mam ich w czterech literach i należy ich sklepać. Jesteś w stanie? - Jestem w stanie. Mam dobrą podbudowę. Co się zatem wydarzyło? Lake Placid było chyba niezwykłe. - Owszem, było. Bardzo żałuję, że tam nie skakałem w duetach, bo miałem szansę, ale trener postanowił inaczej. Byłem tam latem na Pucharze Kontynentalnym i w trzech konkursach stałem na podium, dwa razy drugi i raz trzeci. Bardzo mi pasowała tamtejsza specyficzna skocznia. Poza tym lubię długie wyjazdy do Stanów Zjednoczonych czy Japonii, lubię te inne kultury. To jest coś, za czym skoczkowie niekoniecznie przepadają. - Akurat mnie to pasuje. Jestem tego ciekaw, a w Stanach ludzie są bardzo przyjacielscy. Zimą witała nas polonia, zapełniła trybuny w Lake Placid. To było bardzo budujące, a ja wiedziałem, że będę dobry na tej skoczni, bo lubię na niej skakać. Wszystko tam zadziałało od pierwszego skoku. Czy prowadzicie już rozmowy o tym, co dalej ze skokami? Co z Dawidem Kubackim, Kamilem Stochem, jak długo Piotr Żyła będzie skakał? - Rozmawiamy między sobą. Piotrkowi się chce i będzie kontynuował karierę. Nie wie jak długo, może do następnych mistrzostw świata. Widzisz siebie na igrzyskach we Włoszech w 2026 roku jako tego, który pisze kolejne wspaniałe rozdziały polskich skoków? - Oczywiście. Taki jest mój cel, by we Włoszech powalczyć o medale. Tam się nie jedzie walczyć o trzydziestkę czy o jakieś punkty. Tam się jedzie walczyć o medale. Trzeba wiedzieć, wierzyć, że to jest moje miejsce, że ja tam będę i powalczę o medale. Widzę u ciebie niezgodę na to, by się zadowalać tym, że jestem w drugiej serii. Dostrzegam gotowość walki o laury. - Bo chcę się rozwijać i wiem, że mnie na to stać. Już teraz niewiele mi brakowało, by często wskakiwać do dziesiątki czy piętnastki, więc chcę przekraczać własne granice i iść do przodu.