Zanim w polskich skokach narciarskich nadeszła złota era Adama Małysza, a później Kamila Stocha, najlepszym polskim skoczkiem narciarskim był urodzony 6 sierpnia 1952 roku u stóp Giewontu, w Zakopanem, Wojciech Fortuna. Wojciech Fortuna - młodość i pierwsze kroki w świecie sportu Wojciech Fortuna już jako dziesięciolatek wstąpił do klubu Wisła-Gwardia Zakopane. Właśnie tam poznał trenera, który towarzyszył mu przez niemal całą profesjonalną karierę. Trenerem tym był, Jan Gąsiorowski, zmarły 26 maja 2022 roku. To właśnie do niego należą słynne słowa z reportażu radiowego poświęconego skoczkowi z Zakopanego: - On od początku się wybijał, bo to był tytan pracy. Młody Wojciech Fortuna był tak mocno zaangażowany w treningi na skoczni, że trzeba było go wręcz z niej wyganiać. W wieku 13 lat oddał swój pierwszy skok na Wielkiej Krokwi w Zakopanem, a 5 lat później, w roku 1970 został włączony do kadry narodowej. W kadrze spotyka Janusza Forteckiego, o którym po jego śmierci powiedział: Czuję wielki żal, bo to trener, który praktycznie pokazał mi jak dalej żyć". Największy sukces Wojciecha Fortuny - złoto w Sapporo Po latach zapomina się, że Wojciech Fortuna na Igrzyska Olimpijskie w Sapporo... miał w ogóle nie pojechać. Nie prezentował bowiem dobrej formy między innymi w odbywającym się co roku Turnieju Czterech Skoczni. W kolejnych startach na niemiecko-austriackim turnieju zajmował odpowiednio 43., 24., 47. i 18. miejsce, aby ostatecznie zakończyć TCS na 23. pozycji. Jego skoki z reguły nie były dobrze oceniane przez sędziów, między innymi z powodu lądowania na dwie nogi. Dopiero na kilka dni przed rozpoczęciem zawodów w Sapporo dziewiętnastoletni wówczas Wojciech Fortuna dostaje powołanie, a reszta jest wspaniałą historią polskiego ruchu olimpijskiego, którą wieńczy symboliczny, setny polski medal na Igrzyskach Olimpijskich (letnich i zimowych łącznie). Odbywający się 11 lutego 1972 r. konkurs, w dniu święta narodowego Japonii, zgromadził na trybunach 50 tysięcy widzów! Obywatele Kraju Kwitnącej Wiśni oczywiście liczyli na zwycięstwo swojego reprezentanta. Fortuna z "gorszej" grupy zawodników. Po latach wspomina swój pierwszy konkursowy skok tak: "Próg, idealnie trafione wybicie, wysoki lot, wykładam się na deski, głową niemal dotykam ich czubów, fantastyczny lot. Płynę w powietrzu jak ptak" (Olimpijski.pl). Fortuna ostatecznie wylądował na 111 metrze i zdobył doskonałe noty. W chwilę później dość niespodziewanie nastąpiła przerwa w konkursie i zastanawiano się nawet czy nie rozpocząć go od nowa! Część z osób nie mogła uwierzyć, że nieznany nikomu skoczek mógł pofrunąć na taką odległość. Ostatecznie, nie doszło do tego. W drugiej serii nasz zawodnik skoczył już jedynie 87,5 metra i musiał liczyć na potknięcie innych zawodników. W wyniku serii gorszych skoków innych zawodników Polak obronił złoty medal z przewagą zaledwie 0,1 punktu nad Szwajcarem, Walterem Steinerem. Wojciech Fortuna przyjaźni się z nim do dziś: - Był u mnie parę lat temu. To zapalony wędkarz. Ja, jako taksówkarz, połknąłem bakcyla. Chodziliśmy na ryby razem przez tydzień. Ależ miał wypasiony sprzęt. Przecierałem oczy. Kiedyś pytali Waltera, czy nie ma mi za złe, że zabrałem mu złoto w 1972 roku. Powiedział, że nie, bo nas wszystkich na podium miało wtedy nie być - mówił Interii Wojciech Fortuna. Co ciekawe, transmisji z konkursu nie przeprowadziła ani Telewizja Polska, ani nawet Polskie Radio. Po latach możemy jednak sprawdzić, jak wyglądałaby internetowa relacja live z konkursu, bo w Interii przeprowadziliśmy specjalną rekonstrukcję wydarzeń z Sapporo. Przy okazji jednej z rocznic pamiętnego konkursu Fortuna wspomniał, że w Zakopanem witano go jak Ojca Świętego. Wojciech Fortuna: krótka kariera utopiona w alkoholu W kolejnych latach Fortuna nie zbliżył się do życiowego sukcesu nawet o włos. Nie szło mu najlepiej między innymi we wspomnianym Turnieju Czterech Skoczni. Zajmował w tych zawodach: 18. miejsce (sezon 1972-73);53. miejsce (sezon 1973-74);35. miejsce (sezon 1974-75). Jak wspominał po latach, winą za to, jak potoczyła się jego dalsza kariera, można obarczyć osoby, które po zdobyciu olimpijskiego złota zaczęły go otaczać, przez co nie mógł się skupić na tym, co najważniejsze: treningach oraz startach w zawodach. Ostatecznie jego dorobek medalowy (juniorski i seniorski) na zawodach różnej rangi przedstawia się następująco: trzecie miejsce na młodzieżowych mistrzostwach Polski (1967);mistrzostwo olimpijskie (1972, Sapporo);mistrzostwo Polski (1972, Zakopane);brązowy medal mistrzostw Polski (1973 w Wiśle, 1974 w Zakopanem);drugie miejsce w Pucharze Karkonoszy (1974);drugie miejsce w Memoriale Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny (1974);pierwsze i drugie miejsce w Międzynarodowych Zawodach Pionów Gwardyjskich (1974);drugie miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Beskidów (1975). Drugim czynnikiem, który zdecydował o braku większych sukcesów naszego orła, był niestety alkohol. W wydanej przed kilkoma laty biografii "Skok do piekła" Fortuna mówi: "Gdybym mógł cofnąć czas, inaczej bym ułożył swoje życie". To właśnie z tej książki możemy się dowiedzieć, że zawodnik, będąc pod wpływem alkoholu, brał nawet udział w zawodach! Ostatecznie karierę skoczka narciarskiego zakończył w 1979 roku. Kolejne lata to różne, mniej lub bardziej legalne interesy: Fortuna parał się handlem dewizami, złotem, pracował jako taksówkarz. Wojciech Fortuna: upadek i odbicie się od dna Kolejne lata - od 1986 aż do 2005 roku - to orbitowanie pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Polską. Jak wspomina tamten okres? "Sukces nie zawsze pomaga. Kiedy po zakończeniu kariery chciałem pojechać do USA, żeby zarobić, nie dali mi paszportu. Uważali, że to wstyd dla Polski, żeby mistrz olimpijski sprzątał, lub malował w Ameryce. Skazano mnie na taksówkę. Kiedy się wreszcie wyrwałem, to jakoś sobie w tym Chicago poradziłem. Miałem firmę malarską, zatrudniałem sześciu malarzy. Dostałem kredyt na dom warty 350 tys. dolarów. Tam się ożeniłem jako kawaler z odzysku z dziewczyną z Suwałk. Ameryka to dziś moja druga ojczyzna". Lata te to pasmo konfliktów z polskimi organami sprawiedliwości, a także rodzinnych tragedii. Obecna żona skoczka, Maria Łoszewska rok przed ślubem z nim była w ciąży, której niestety nie donosiła. Dziś Wojciech Fortuna wraz z nią mieszka pod Suwałkami. Jak sam przyznaje - od ponad 20 lat nie pije alkoholu (warto w tym miejscu wspomnieć, że kilkukrotnie poddawał się kuracji za pomocą wszywania esperalu), a od kilkunastu lat nie pali papierosów. Bywa też zapraszany do komentowania występów młodszych kolegów na skoczniach narciarskich, a ostatnio wypowiadał się o wyborze Adama Małysza na stanowisko prezesa Polskiego Związku Narciarskiego. Jego legendarny złoty medal znajduje się w Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie. Sprzedał go, aby wspomóc rehabilitację amerykańskiego skoczka Nicholasa Fairalla, który uległ groźnemu wypadkowi podczas odbywającego się w sezonie 2014/15 Turnieju Czterech Skoczni. Mówił o tej inicjatywie tak: - Jestem wciąż zakochany w skokach narciarskich. Oglądam wszystkie konkursy. Widziałem upadek Nicholasa w Bischofshofen. Od razu skojarzyło mi się to z nieszczęściem naszego znakomitego skoczka Zdzisława Hryniewieckiego, który mógł być mistrzem olimpijskim w Squaw Valley, wygrywał przed igrzyskami konkurs za konkursem, ale po groźnym upadku musiał zakończyć karierę, został przykuty do wózka. Postanowiłem odpowiedzieć na apel Amerykańskiego Związku Narciarskiego, wzywającego do zebrania środków na leczenie Nicholasa, z wdzięczności za to, że w przeszłości dobrze mi się żyło w USA" (Sport.tvp.pl). A jak Wojciech Fortuna podsumowuje swoją karierę sportową? - Nie żałuję, że byłem w sporcie. Zwiedziłem świat, zostałem mistrzem olimpijskim. I nie żałuję też, że malowałem Amerykę, bo dzięki temu stanąłem na nogi. Warto być sportowcem, bo sport ratuje życie młodemu człowiekowi, który nie wie, co z sobą zrobić.