Rewolucja w naszej kadrze skoczków narciarskich zaczęła się niemal równo 11 miesięcy temu po wielkim zamieszaniu, do którego doszło podczas wieńczących sezon zmagań w ramach Pucharu Świata w Planicy. Wszystko rozpoczęło się od słów ówczesnego trenera "Biało-Czerwonych", który po zawodach indywidualnych ogłosił, że jego umowa nie zostanie przedłużona. To spotkało się z ostrą reakcją naszych czołowych skoczków narciarskich, którzy zbuntowali się przeciwko działaniom Polskiego Związku Narciarskiego i murem stanęli za swoim szkoleniowcem. "Nie chcę nikomu nic wytykać personalnie, ale wydaje mi się, że przyczyną tego stanu rzeczy był problem w komunikacji. Z tego co się dowiedziałem, nasz trener nie dostał szansy by zaprezentować swoje plany na zmiany. Zobaczymy, jak sytuacja będzie się rozwijała. Ja tego szybko nie przeboleję" - mówił Dawid Kubacki. Ostrą tyradę wygłosił w Planicy także Kamil Stoch, który ogłosił nawet, że jest gotów opłacać swojego trenera z własnej kieszeni, byle tylko kontynuować współpracę z Michalem Doleżalem. Ostatecznie PZN postawił na Thomasa Thurnbichlera, choć prowadził negocjacje także z innymi, dużo bardziej doświadczonymi i renomowanymi szkoleniowcami. Byli to Mika Kojonkoski oraz Alexander Pointner. Ten drugi zresztą nieustannie wspiera swoją radą opiekuna naszych skoczków narciarskich. Skoki narciarskie. Thomas Thurnbichler był bliski odrzucenia oferty z polskiej kadry W rozmowie z portalem Sport.pl Austriak zdradził ciekawe kulisy tego, co działo się przed rokiem w Planicy i jak Thomas Thunrbichler był bliski tego, by odrzucić ofertę z reprezentacji Polski. Nasz obecny trener świętował bowiem wówczas triumf Austrii w Pucharze Narodów, lecz obserwował bacznie to, co działo się w naszej kadrze w skokach narciarskich. "Widział, że gdy ówczesny trener Michal Doleżal ogłosił, że odchodzi, zawodnicy wszczęli bunt i stanęli za nim murem. Widział, że powstał chaos, bo Doleżal nie mówił o tym, że już wcześniej miał inne propozycje i porozumiał się z Niemcami. I "Thuri" się tego wszystkiego wystraszył. Widać było, że ciężko mu się odnaleźć w tej sytuacji. Do tego nikt nie mógł znaleźć Adama Małysza, bo ten wyjechał z Planicy, nie chcąc, żeby konflikt pomiędzy skoczkami a związkiem jeszcze narastał" - przyznał Alexander Pointner. "I nagle dostałem wiadomość na WhatsAppie. Thomas napisał: Nie przyjadę do Polski. Nie mogę tego zrobić, nie odejdę z austriackiej kadry. Świętujemy w Grossarl, kolejne dwa dni mam wolne. Już to przemyślałem" - dodał znany Austriak. Alexander Pointner zareagował jednak ekspresowo i zaprosił Thomasa Thurnbichlera do siebie. Obaj udali się na stok, gdzie doświadczony kolega przekonał swojego rodaka do tego, by przyjął ofertę pracy dla Polski. Adam Małysz - obecny prezes PZN - który uczestniczył w procesie decyzyjnym nie może żałować swojego ruchu. Thomas Thurnbichler tchnął bowiem w naszych zawodników nowego ducha i odbudował po kryzysie, z jakim mierzyli się w minionym sezonie. Teraz jednak przed naszymi skoczkami narciarskimi najważniejsza tej zimy impreza - mistrzostwa świata w Planicy. Trener "Biało-Czerwonych" w programie "Polskie Skocznie" przyznał wprost, że celem minimum są dla niego dwa medale - jeden indywidualny oraz jeden drużynowy.