Z Ruki nasi skoczkowie narciarscy udali się do Lillehammer. To kolejne miejsce na mapie Pucharu Świata. W tym norweskim mieście Biało-Czerwoni mieli zaplanowane dwie sesje treningowe przed weekendowymi startami.Dopisywała pogoda, więc można było spokojnie popracować nad dyspozycją. I dobrze, bo ze słów Thomasa Thurnbichlera wynika, że trzeba ze sobą poskładać pewne elementy i wówczas sytuacja zacznie wracać do normy. Świat patrzy na Niemców. Ekspert odsłania kulisy. To działo się przed sezonem Odniósł się też do słów Dawida Kubackiego i Kamila Stocha. Przyznał również, czego zabrakło przed inauguracją w Ruce. Thomas Thurnbichler: zabrakło nam dobrego rytmu w ostatniej fazie przygotowań Tomasz Kalemba, Interia Sport: Za wami treningi w Lillehammer po słabym starcie w Ruce, a przed kolejnymi zawodami Pucharu Świata właśnie w tym norweskim mieście. To był dobry czas? Thomas Thurnbichler: - Tak. Dopisywała nam pogoda, ale też skocznia była dobrze przygotowana. Były też dobre skoki. Można zatem powiedzieć, że jestem zadowolony z tych dni treningowych. I co pan zobaczył? Udało się już zrobić jakiś krok do przodu? - Każdy z zawodników pracował bardzo dobrze. Widziałem dobre skoki. Są zawodnicy, którzy już zrobili kroki do przodu. Są jednak też tacy, którym szło to ciężej. Zasadniczo jest jednak taka tendencja, że wszystko idzie do przodu. Czy można powiedzieć definitywnie, że w Ruce nasi skoczkowie mieli techniczne problemu, czy jednak jest o wiele bardziej złożona sprawa? - U każdego to jest bardzo indywidualna sprawa. Na pewno nasi skoczkowie nie byli do końca dosyć dobrzy od strony technicznej. U niektórych było to spowodowane różnymi problemami latem. W tym także zdrowotnymi, jak również rodzinnymi. Zabrakło nam dobrego rytmu w ostatniej fazie przygotowań i to przyczyniło się do tego, że zawodnicy popełniali techniczne błędy. Ten ostatni weekend w Ruce był najgorszym momentem w pana karierze trenerskiej? - Wszyscy pracujemy z dnia na dzień. Oczywiście są oczekiwania, co jest zrozumiałe. To, co wydarzyło się z Ruce mogło być rozczarowujące. W takich sytuacjach trzeba jednak zachować chłodną głowę i nie wpadać w panikę. O to w tym wszystkim chodzi. Musimy ze spokojną głową i jasnym celem pracować nad techniką skoku, bo jeśli jej nie ma, to nie można myśleć o miejscach w czołówce. Thomas Thurnbichler odniósł się do słów Dawida Kubackiego i Kamila Stocha Rozmawiał pan z zawodnikami po tym, co się stało w Ruce. To były trudne rozmowy? - Nie było żadnych trudnych rozmów. Jesteśmy jedną drużyną, w której mamy dobre relacje. Przeprowadzenie rozmów ze wszystkimi skoczkami było jednak niezbędne. Dowiedziałem się przede wszystkim tego, jak czują się zawodnicy. To było ważne też dlatego, żeby nie wkradła się nerwowość. Dla zawodników to było też ważne, że mogli wyrazić swoje zdanie. Ja tego wszystkiego wysłuchałem i stworzyłem sobie obraz sytuacji, jaką mamy, żebym wiedział, jak reagować w kolejnych tygodniach. W Ruce można było usłyszeć od Dawida Kubackiego i Kamila Stocha słowa, które zaniepokoiły. Ten pierwszy przyznał, że nie czuje świeżości, jeśli chodzi o nogi. Drugi z kolei mówił o braku pewności, kiedy siada na belkę. Obaj zareagowali zbyt nerwowo? - To jest całkiem normalne, kiedy sportowiec jest rozczarowany. Wtedy szuka odpowiedzi. Do tego dochodzą emocje. Taki właśnie jest sport. On jest oparty na emocjach. Bez tego nie byłoby tych ludzi w sporcie. Wszystko już przedyskutowaliśmy i wszystko jest w porządku. Wróciliśmy do pracy, jaką musimy wykonać. W tym momencie - jak pan wspomniał - spokój jest na wagę złota. Ma pan już pomysł na to, co zrobić w kolejnych tygodniach? - I to całkiem jasny. Oczywiście każdy z zawodników to indywidualny przypadek, ale po to jestem trenerem, by tak właśnie pracować. Najważniejsze jest to, by każdy ze skoczków pozostał spokojny, by mógł pracować nad dojściem do celu. To wszystko to są złożone elementy. Poza techniką dochodzi także wątek fizyczności, ale też mentalny. To wszystko trzeba poskładać do kupy i krok po kroku gonić tych najlepszych w Ruce. Polacy jeszcze nigdy nie mieli udanego startu w Ruce. To trudna skocznia. Tam trzeba być w formie, jaką pokazali Niemcy i Austriacy, by dobrze skakać na tym obiekcie. Przede wszystkim trzeba skakać niemal perfekcyjnie technicznie, jeśli chce się myśleć o sukcesach w Ruce. A co takiego szczególnego zrobili Niemcy, że tak odskoczyli reszcie stawki? - Na pewno dobrze popracowali. Wyraźnie się poprawili w porównaniu do ubiegłego sezonu. Przede wszystkim pokazali skoki na niesamowitym poziomie technicznym. W Polsce mówi się, że błędów nie popełnia tylko ten, kto nic nie robi. Ma pan sobie coś do zarzucenia? - Latem pracowaliśmy naprawdę bardzo ciężko. Bywało jednak różnie, bo mieliśmy skoczków, którzy borykali się z różnymi problemami. To na pewno miało wpływ. Zasadniczo jednak znakomicie przepracowaliśmy ten czas. Po prostu może zawodnicy potrzebują trochę więcej czasu na to, by ta praca przełożyła się na ich skoki. Musimy połączyć puzzle i pokazać to w zawodach. U jednych dobre skoki pojawią się szybciej, u innych wolniej. Na pewno będziemy walczyć i wrócimy na nasze miejsce. Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Interia Sport Puchar Świata: Lillehammer. Kiedy i o której skoki narciarskie? Terminarz i transmisje