Zaraz po konkursie Thomas Thurnbichler, trener polskiej kadry, nie zatrzymywał się na rozmowy, ale od razu ruszył do punktu kontroli u Christiana Kathola. Chciał wyjaśnić, co się stało. Po pierwszej serii wydawało się, że Polska ma pewne piąte miejsce i może powalczyć jeszcze o coś więcej, ale po dyskwalifikacji Aleksandra Zniszczoła stało się jasne, że szczytem marzeń będzie siódma lokata. Ponownie policzyliśmy punkty. Wynik jest brutalny. Gdyby nie dyskwalifikacja Zniszczoła... Thomas Thurnbichler musiał to wyjaśnić. Ruszył do kontrolera Zniszczoł skakał bardzo dobrze cały weekend na Kulm, ale po ostatnim skoku schodził zły ze skoczni. - Takie sytuacje są niestety wpisane w skoki narciarskie. Skaczemy przecież na limicie. Jak wszyscy. Tym razem zabrakło - mówił 29-latek. Polscy skoczkowie zawiedzeni. "Nie powinno to się zdarzyć" Kamil Stoch, który po absencji w rywalizacji indywidualnej, wrócił do składu na konkurs drużynowy, mówił o tym, że była szansa walki o medal w niedzielę. - I to nawet nie przy łucie szczęścia. Wykonaliśmy naprawdę dobrą robotę, jako zespół. Wszyscy skakaliśmy dobrze. Zabrakło jednak technicznego przygotowania, bo to właśnie ten element nie zagrał. To była dyskwalifikacja za techniczne wykroczenie. Tak bywa. Ten sezon tak się dla nas układa, że nawet nie ma szczęścia w nieszczęściu. Ciągle gdzieś nam czegoś brakuje. Trzeba to przetrawić i iść dalej - mówił 36-latek. W pierwszej serii konkursowej Kathol do kontroli wezwał Piotra Żyłę. U niego jednak wszystko było w porządku. - To była już późna pora, więc czasami trudno jest wypchać brzuch. Też miałem trochę mniej w obwodzie niż zazwyczaj, ale jeszcze złapałem się w normie. Taki jest ten nasz sport - zakończył Żyła. Z Tauplitz/Bad Mitterndorf - Tomasz Kalemba, Interia Sport