Sędziowie w sezonie 2022/23 kilkukrotnie okryli się niechlubną sława. Powód? Decyzje, które z góry przesądziły o wynikach konkursu. W ostatnich miesiącach sportowcy wiele razy skarżyli się na przebieg zaawodów i warunki, w jakich musieli skakać. Padały mocne słowa pod adresem Borka Sedlaka i Sandro Pertile, którzy są w głównej mierze odpowiedzialni za bezpieczeństwo skoczków. Niekiedy jednak przesadzają z okazywaniem troski, obniżając belkę startową w momencie, kiedy są niekorzystne warunki. W efekcie, czołowi sportowcy nie zdobywają punktów Pucharu Świata, bądź zajmują odległe lokaty. W niedzielę problemy w Lahti miał Halvor Egner Granerud. Norweg, mimo że jest pewny końcowego triumfu w PŚ, nie wywalczył ani jednego punktu w zawodach na Salpausselce. Podopieczny Alexandra Stoeckla wylądował na 95. metrze. "To bardzo smutne. Oddałem dobry skok na mojej ulubionej skoczni w kwalifikacjach, a potem nadszedł konkurs, w którym otrzymałem jakiś absurdalny wynik. To jest dziwne. (...) Rozczarowuje mnie, że jury wykonuje taką pracę"- denerwował się w mediach. Granerud może jednak mówić o sporym szczęściu. Jego kolega z drużyny, Benjamin Oestvold już drugi tydzień z rzędu upadł na skoczni. Ta sytuacja zaniepokoiła trenera reprezentacji Polski, który zaczął poważnie zastanawiać się nad wiarygodnością przeliczników za wiatr. Od lat nie było w Polsce takiego skoczka. Wielkie wyzwanie przed 19-latkiem Thomas Thurnbichler pełen obaw po zawodach w Lahti. Zagadnął nawet Sandro Pertile Szkoleniowiec "Biało-Czerwonych" w rozmowie z mediami przyznał, że niedzielny konkurs w Finlandii był dość loteryjny. 33-latek zdradził, że bardziej przejmował się bezpieczeństwem swoich podopiecznych, niż wynikami, które osiągnęli. Warto dodać, że jedyna seria, którą przeprowadzono, trwała aż 140 minut. Trener wyznał również, że osobiście nie czuje się dobrze z faktem, że musi dać swojemu zawodnikowi zielone światło w momencie, kiedy warunki cały czas się zmieniają. "To jest rzecz, którą trzeba przylutować. Rozmawiałem o tym już z Sandro Pertile. Być może niektórzy widzą to inaczej, ale finalnie to ja jestem odpowiedzialny za moich skoczków i nie jest to komfortowa sytuacja"- wyjaśnił Austriak. 33-latek wrócił też do upadku Norwega w kwalifikacjach. Mało prawdopodobne jest, że po przykrym incydencie na skoczni w Lahti, Stoeckl zabierze Benjamina Oestvolda na finałowe zawody do Planicy. "Mieliśmy jeden upadek Norwega w kwalifikacjach, jednak był on powodowany przez zawodnika, a nie przez wiatr. Wystarczy jeden zły ruch i dla kogoś może to być koniec nie tylko sezonu, ale i sportowej kariery"- podsumował szkoleniowiec. Planica poluje na rekord świata. "Byłby wisienką na torcie"