Marta Pietrewicz, Polska Agencja Prasowa: Jest pan zaskoczony tym, jak przebiega sezon? Martin Schmitt: - Nie bardzo. Wiedziałem, że Niemcy będą dobrze przygotowani, choć nie przypuszczałem, że aż tak. Byłem na kilku treningach przed sezonem i obserwowałem, co się dzieje. Przede wszystkim cieszyło mnie, że mamy trzech skoczków na naprawdę wysokim i równym poziomie. To potwierdziły później konkursy Pucharu Świata. Może trochę zaskakujące jest, że Richard Freitag tak odskoczył od innych. Spodziewałem się też, że w dobrej dyspozycji od początku będą Polacy. My chcielibyśmy więcej... - Wiadomo. Jak się seryjnie nie wygrywa, zawsze pozostaje niedosyt, ale jestem pewien, że Polacy "odpalą" w trakcie Turnieju Czterech Skoczni. Tym bardziej, że to tak naprawdę pierwszy poważny punkt tego sezonu, a trener Stefan Horngacher doskonale potrafi przygotować zawodników na konkretną imprezę. Który z Polaków wygląda pana zdaniem najlepiej? - Oczywiście Kamil Stoch. Miał w tym sezonie już kilka naprawdę genialnych skoków, gdzie nie można się było do niczego przyczepić. Prezentuje bardzo równą dyspozycję, nie popełnia dużych błędów, a na dodatek jest niezwykle doświadczony. Biorąc pod uwagę jego rutynę jestem przekonany, że już w sobotę na inaugurację TCS w Oberstdorfie będzie doskonale przygotowany i od pierwszego konkursu będzie walczyć o końcowe zwycięstwo. Stoch będzie bronić trofeum wywalczonego przed rokiem. Jak startuje się z takiej pozycji - jest łatwiej czy trudniej? - Każdy skoczek narciarski marzy o tym, by kiedyś wygrać Turniej Czterech Skoczni. Stochowi się to już udało. Zawsze trudniej jest coś osiągnąć, dążyć do tego, marzyć o tym. Jak się już raz triumfowało, to nie czuje się takiej presji. Można podejść do zawodów na większym luzie. Oczywiście to bardzo piękne uczucie, jak uda się obronić tytuł, ale nigdy radość nie będzie taka sama, jak za pierwszym razem. Dlatego powiedziałbym nawet, że jest w lepszej obecnie sytuacji niż chociażby Richard Freitag, który musi poradzić sobie także z nałożoną przez media presją. Poprzedni sezon pokazał również, że zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni nie daje gwarancji na dominację w dalszej części rywalizacji. Stoch nie wywalczył indywidualnego medalu mistrzostw świata, nie zdobył Kryształowej Kuli... - Bardzo trudno jest zaplanować szczyt formy i jeszcze go powtórzyć. I nie można zakładać, że ten zawodnik, który wygra zbliżającą się edycję TCS, zostanie też mistrzem olimpijskim. To nie oznacza jednak również, że nie zostanie. Na to będzie miało wpływ wiele czynników. Gdy zwycięża się w tak prestiżowych zawodach jak TCS, trzeba liczyć się z niezwykłym zainteresowaniem mediów. Spływa wiele ofert. A w tym roku szczególnie ważne będzie wyciszenie i skupienie się na treningach oraz mentalnej regeneracji. A można utrzymać wysoką formę tak długo? Między TCS a igrzyskami w Pjongczangu jest ponad miesiąc... - Jeśli ktoś jest w dobrej dyspozycji, jest też w stanie ją jeszcze cztery tygodnie utrzymać. A już na pewno doświadczony zawodnik, który doskonale zna swój organizm i wie, czego potrzebuje. Prawda jest taka, że akurat w konkursie olimpijskim, oprócz formy, trzeba mieć niesamowicie dużo szczęścia. Niemcy po raz ostatni faworyta TCS mieli w sezonie 2000/01 i był nim pan. Teraz w takiej roli jest Richard Freitag. Co to dla niego oznacza? - Każdy chyba sportowiec lubi startować jako ten, którego się wszyscy boją. To daje w pewien sposób przewagę mentalną, ale skoczkowie doskonale wiedzą, że to nic nie znaczy. To dla mediów, osób postronnych jest ważne, ale nie dla zawodników. Co jest takiego szczególnego w TCS? - Z dnia na dzień trzeba przestawić się z jednego obiektu na inny. Dużo podróżowania, mało czasu na treningi. Wszystko dzieje się bardzo szybko. Poza tym trzeba oddać mnóstwo dobrych skoków, żeby się w ogóle liczyć. Zainteresowanie mediów jest też znacznie większe. Motywacja wtedy jeszcze bardziej rośnie. Który z czterech konkursów jest najważniejszy? - Trudno powiedzieć. Wszystkie są ważne. Oberstdorf ma skocznię, którą bardzo dobrze znają wszyscy zawodnicy. Często się tu trenuje, to znakomity ośrodek. Rzadko dochodzi do niespodzianek. Bardzo dużo decyduje się w Garmisch-Partenkirchen, czyli w konkursie noworocznym. Obiekt jest specyficzny i nie wszystkim "leży". Tam trzeba bardzo dobrze układać się w trakcie lotu, żeby daleko wylądować. W Innsbrucku bardzo trudno jest "odskoczyć" rywalom i różnice są zwykle niewielkie. Do tej pory tylko jednemu skoczkowi narciarskiemu w historii - Svenowi Hannawaldowi 16 lat temu - udało się wygrać wszystkie cztery konkursy TCS. Czy w tym sezonie jest możliwe powtórzenie tego wyczynu? - To się okaże, ale chyba będzie bardzo ciężko. Po prostu światowa czołówka jest praktycznie na tym samym poziomie i nie mówię tu o dwóch, trzech skoczkach, ale o dziesięciu. Będzie zatem bardzo trudno powtórzyć taki sukces. Prawda jest jednak taka, że w sezonie 2001/02 roku też nikt nie liczył, że Sven wygra wszystkie cztery konkursy. Skoczkowie mieli teraz dwa tygodnie wolnego od rywalizacji w Pucharze Świata. Co robi się w tym okresie? - Odpoczywa, trenuje i testuje nowe rozwiązania w kombinezonach, inne narty. Na pewno trzeba pozostać w pewnym rytmie, bo potem trudno do niego wrócić. Sam pan nawiązał do kombinezonów. Niemcy są faktycznie w tak dobrej formie czy może wymyśliliście coś w sprzęcie, co jeszcze nie zostało podpatrzone przez innych? - Taka dyskusja toczy się chyba w trakcie każdego sezonu, a w zeszłym dotyczyła Polaków. Ciągle słyszałem, że macie coś nowego w kombinezonach. Teraz dobrze skaczą Niemcy i już pojawiają się głosy, że pewnie coś nowego w sprzęcie wymyślili. Oczywiście kombinezony są bardzo ważne. Temu nie można zaprzeczyć. Jestem pewien, że na Turniej Czterech Skoczni wszystkie ekipy będą miały nowe stroje... W jaki sposób obserwuje się sprzęt rywali? - Robi się to bardzo dokładnie. Najczęściej kopiuje się po rywalach, którym idzie w danym sezonie najlepiej. Jestem przekonany, że Polacy bardzo dokładnie przeanalizowali kombinezony Niemców. Oczywiście wszelkie detale są bardzo trudne do rozróżnienia, ale z reguły jest tak, że przy bramce, przez którą przechodzą zawodnicy, staje ktoś z danej ekipy i robi jak najwięcej zdjęć. Jak się skoczek przebiera, prostuje, zdejmuje strój. Oprócz tego kręci się jego skoki. Potem ogląda się to w dużym przybliżeniu i analizuje najmniejszy detal oraz porównuje do własnych rozwiązań. Mówiliśmy o Freitagu, Stochu. Widzi pan kogoś jeszcze kto może odegrać ważną rolę w Turnieju Czterech Skoczni? - Oczywiście Stefan Kraft. To jeden z trzech największych faworytów, obok Richarda i Kamila. Jeśli spojrzymy szerzej, to wydaje mi się, że liczyć się mogą jeszcze Daniel Andre Tande, Johann Andre Forfang, Andreas Wellinger i może Dawid Kubacki. Wymienił pan Kubackiego, który wygrał Letnią Grand Prix, ale zimą nie może się odnaleźć. W czym leży problem? - Latem prezentował się znacznie lepiej pod względem technicznym niż teraz. Obecnie ma problemy z odbiciem, a przez to nie wchodzi w odpowiednią pozycję lotu. Jak to poprawić? Trzeba skakać, skakać i jeszcze raz skakać. A Piotr Żyła? - To jest zawodnik, który ma duże doświadczenie i od kiedy pamiętam zawsze był w najwyższej formie właśnie na najważniejszych zawodach. Nie przekreślałbym do końca jego szans w TCS. Fizycznie chyba ma obecnie najlepsze warunki, ale jeśli wygrałby TCS, to byłaby to dla mnie niespodzianka. Będzie pan obecny na TCS? - Tak, będę pracował dla Eurosportu. Zdążyłem się już przyzwyczaić do roli eksperta, ale to są zawsze bardzo przyjemne chwile. Rozmawiała: Marta Pietrewicz