67. edycja tej prestiżowej imprezy była dla Kota wyjątkowo nieudana. W Oberstdorfie, Garmisch-Partenkirchen oraz Innsbrucku nie zdołał nawet przebrnąć kwalifikacji. Mimo wszystko zdradził, że jeszcze gorzej czuł się rok temu. Wówczas zawody w Bischofshofen zakończył na 41. miejscu, choć w trzech wcześniejszych konkursach plasował się w drugiej dziesiątce. - Skakałem na dużo wyższym poziomie i kiedy w Bischofshofen nie dostałem się do serii finałowej, było to dla mnie totalną porażką. Tutaj oczekiwań nie miałem wysokich. Jestem w zupełnie innym miejscu i mam dużo więcej cierpliwości w realizacji planu - podkreślił. - To trochę paradoks. Skocznię w Bischofshofen najmniej lubię z tych czterech, w dodatku warunki były trudne, a mimo wszystko w jakimś sensie się przełamałem. Przede wszystkim psychicznym, bo oczywiście mój skok nie był dobry - dodał. W najbliższych dniach Kot nie ma zaplanowanych specjalnych treningów. Czasu do kolejnego weekendu z Pucharem Świata nie ma bowiem dużo. - Teraz chcę się zregenerować, wyczyścić umysł i do Predazzo pojechać z pozytywem, który jestem w stanie wyciągnąć z dzisiejszych zawodów -powiedział. Z Bischofshofen - Wojciech Kruk-Pielesiak