Tym samym powtórzyła się sytuacja z Oberstdorfu i Garmisch-Partenkirchen. Sposób, w jaki Kot znosi to niepowodzenia, zasługuje na uznanie. 27-latek bez cienia irytacji potrafi odpowiadać na trudne pytania i starać się wytłumaczyć powody słabszej dyspozycji. "Wiemy z trenerem co się dzieje. Jest cienka granica między kontrolą skoku a takim swobodnym puszczeniem skoku i wykonaniu go na sto procent z pozytywnym ryzykiem. Kiedy zawodnik nie ma wystarczającej pewności siebie, automatyzmu w działaniu, to wszystko się komplikuje" - powiedział w czwartek. "Czasem jeden skok wychodzi, a drugi już nie, bo nie ma zapamiętanych dobrych schematów. Z drugiej strony kiedy są błędy, to chcemy je poprawić. Wtedy coś zmieniamy i też wybijamy się z rytmu. To wszystko jest trudne" - dodał. W środę Kot miał specjalną sesję z trenerem Stefanem Horngacherem. W pierwszej czwartkowej serii treningowej miał 25. rezultat, ale później spisywał się już słabiej. W kwalifikacjach uzyskał tylko 106,5 m i został sklasyfikowany na 57. miejscu. "Kiedy przyszło do najważniejszej próby, to czegoś zabrakło. Niestety jest chyba trochę tak, że jak człowiekowi nie idzie, to jeszcze wszystko wokół sprzymierza się przeciwko niemu i wystawia na próbę. Trzeba to wziąć na klatę, powiedzieć sobie 'dam radę' i wyjść z tego silniejszym. Głównym celem dla mnie jest nie poddać się, bo naprawdę niewiele brakuje. Tylko to niewiele przekłada się na dużą różnicę w metrach" - przyznał. Mimo słabszej dyspozycji miejsce Kota w kadrze A wydaje się być niezagrożone. "Wiem, że trener mi ufa i jest to ogromne wsparcie, ale wiadomo, że taki kredyt zaufania chciałoby się spłacić z nawiązką i to jak najszybciej. To nie jest tak, że ja jadę na tym zaufaniu. W każdym skoku daję z siebie wszystko, aby trener widział, że walczę" - podkreślił. W mediach nie brakuje wypowiedzi trenerów i ekspertów na temat tego, co Kot powinien zrobić. Najczęściej sugerowana jest przerwa w startach i skupienie się na treningach. On jednak zamierza być wierny obranej drodze. "To, co jest mi potrzebne, to skakanie w zawodach na najwyższym poziomie. Na treningach nie da się odtworzyć warunków rywalizacji o stawkę. Wiem, że każdy chce dla mnie jak najlepiej, ale jakbym miał słuchać każdego, to już chyba mógłbym tylko wrócić do domu i odłożyć narty. Słucham się Stefana i mamy wspólną wizje tego, co trzeba robić" - zapewnił. Początek piątkowego konkursu zaplanowano na godzinę 14. Dla Kota ponownie będzie to jednak dzień wolny. Ukojenie przynosi mu wtedy gra na gitarze. "Pozwala mi ona zabić czas, kiedy nie idę na skocznię. Ułatwia też nie myślenie o całej sytuacji" - zdradził. Z Innsbrucku - Wojciech Kruk-Pielesiak.