27-latek, który w swoim dorobku ma między innymi dwa złote medale igrzysk olimpijskich (zdobyte w 2018 roku w Pjongczangu w rywalizacji indywidualnej i drużynowej) w obecnym sezonie spisuje się bardzo dobrze i jest bliski powrotu na podium konkursu Pucharu Świata. Ostatni raz stał na nim w listopadzie 2018 roku w Ruce. Później, z powodu problemów zdrowotnych (zerwanie więzadeł w kolanie) przeszedł długą drogę, by znów być w optymalnej formie. Wydaje się, że w końcu jest od tego o krok. Naklejki na nartach Andreasa Wellingera. Skąd się wzięły? Podczas weekendu w Bad Mitterndorf zajmował 9. i 4. miejsce. Niedzielny występ był jego najlepszym nie tylko w sezonie, ale od wspomnianego podium w Finladii ponad cztery lata temu. Kolejny już raz uwagę przykuwały naklejki, jakie zawodnik ma na swoich nartach. Niemiec jako jedyny korzysta ze sprzętu marki Van Deer. To firma, stworzona przez znanego narciarza alpejskiego, Marcela Hirschera. Zainwestował w nią Red Bull, a element charakterystycznego logotypu marki - byk - pojawił się również w logotypie sprzętu. To właśnie to jest powodem, dla którego musi ono być częściowo zaklejone. FIS uważa to za naruszenie zasady, że logotyp producenta nie może być umieszczony w celach reklamowych. - Narty spisują się świetnie, a reszta zależy ode mnie - mówił Wellinger, cytowany przez "Laola". Jak dodawał, niuanse związane z logotypem nie zależą od niego. - To, czy na nartach jest naklejka, czy nie, nie jest w moich rękach - podkreślił. Wellinger aktualnie jest w klasyfikacji generalnej PŚ na dziesiątym miejscu. Do dziewiątego Kamila Stocha traci zaledwie cztery punkty.