Wydawało się, że ubiegły sezon może być ostatni w wykonaniu Kamila Stocha. Od pierwszych skoków nasz mistrz starał się cieszyć nimi jak dziecko, co sprawiało, że można było mieć poczucie, że to jest pożegnalne tournee tego znakomitego zawodnika. I być może tak by było, gdyby nie to, że ostatnia zima była po prostu kiepska w wykonaniu Stocha. Wielkiemu mistrzowi nie wypadało się tak pożegnać z kibicami. Ulewy kompletnie zniszczyły dwie skocznie w Polsce Nagle zadzwonił Kamil Stoch. Micha Doleżal i Łukasz Kruczek byli w szoku Nasz skoczek postanowił sobie zatem ostatnią szansę, ale już nie chciał trenować w kadrze. Wolał otoczyć się ludźmi, którzy doskonale znają jego wady i zalety, bo przepracowali z nim wiele lat. To projekt, który ma swoją datę ważności - dwa lata. W tym czasie Stoch ma znowu wrócić na najwyższy światowy poziom. Tym, którzy mają mu w tym pomóc są Michal Doleżal i Łukasz Kruczek. Wybór był zaskakujący, ale Stoch podkreślał, że chciał otoczyć się ludźmi, z którymi osiągał największe sukcesy. Doleżał zrezygnował dla skoczka z pracy z niemiecką kadrą u boku Stefana Horngachera. O tym, jak doszło do powołania takiego sztabu i dlaczego się zgodzili, opowiadają w Interia Sport sami trenerzy. - Byłem wtedy na wakacjach, kiedy Kamil napisał do mnie na Instagramie, czy mam jeszcze ten numer telefonu. Chciał porozmawiać. Napisałem mu, że jestem na wakacjach i że się odezwę. Nie dawało mi jednak spokoju, co on może chcieć ode mnie. Nie wytrzymałem i zadzwoniłem do Kamila. Przedstawił mi wówczas swoje plany i zaproponował, żebym został jego trenerem - powiedział Doleżal. Nie ma co ukrywać, że to był szok, bo przecież w reprezentacji Niemiec miał pewne miejsce u boku Stefana Horngachera, a do tego projekt Stocha ma określoną datę ważności, bo nasz mistrz ma zamiar zakończyć karierę po igrzyskach w Mediolanie i Cortinie d'Ampezzo. Łukasz Kruczek traktuje to jako wielką nagrodę. Polały się łzy Kruczek przyznał, że kiedy otrzymał propozycję od Stocha, to był bardzo wzruszony. Nawet zakręciła wówczas łezka w jego oku. - Można odwrócić trochę słowa Kamila, bo my - trenerzy - też mamy teraz okazję pracować z zawodnikiem, z którym odnosiliśmy największe sukcesy. To jest taka transakcja łączona - powiedział Kruczek. - To było po Planicy, kiedy rozmawiałem z Krzyśkiem Miętusem. On powiedział mi, żeby nie dzwonić przez miesiąc do Kamila, bo nie będzie odbierał telefonów. Chciałem sobie zrobić żart i zadzwonić do niego kilka dni później. Jakoś jednak o tym zapomniałem. I któregoś dnia dzwoni Kamil. Odebrałem telefon i usłyszałem: Słuchaj, mam sprawę, ale to musi zostać w pełne tajemnicy. Byłem pewien, że chodzi o koniec kariery i pewnie coś chce przygotować. Tymczasem zaczął mówić o swoich planach. Poprosiłem go o czas do namysłu. W tym czasie powiedziałem żonie, a ona na to: nad czym się zastanawiasz! Po pięciu minutach oddzwoniłem do Kamila. Powiedziałem mu, że wchodzę w to. Taki telefon, od takiego mistrza, to jest największa nagroda dla trenera. Po tym wszystkim chce na koniec kariery popracować ze mną. Znamy się. Swoje wady i zalety. Odebrałem to jako największe wyróżnienie, jakie mogło mnie spotkać - jako trenera - w karierze. Zdecydowanie większe niż wszystkie sukcesy zdobyte wcześniej z Kamilem i drużyną. Na początku ten pomysł Kamila zabrzmiał trochę, jak żart, ale jednak był w tym wszystkim śmiertelnie poważny. Dla mnie to był szok. Nie ukrywam, że się wzruszyłem. Co ciekawe, wiedziałem, że mam być tym, który będzie mu m.in. pomagał w Polsce w załatwianiu wieku formalności. Powiedział mi też, że ma trenera, ale sam wtedy nie wiedziałem jeszcze, kto nim będzie. Kompletnie nie kierowałem myśli w stronę "Doda", to wymykało się wszelkiej logice. Jak skoki - kontynuował były trener kadry, który w ostatnim czasie pracował na stanowisku koordynatora w Polskim Związku Narciarskim. Kruczkowi było jednak zdecydowanie, niż Doleżalowi, podjąć taką decyzję. Czech obdarzony został bowiem wielkim zaufaniem przez Horngachera, który ściągnął go do pracy w Niemczech, gdy tylko ten stracił pracę w Polsce. Teraz jednak "Dodo" postanowił pójść swoją drogą, ale to tylko pokazują, jaką charyzmę w świecie w skoków ma Stoch. Już kilka dni po decyzjach doszło do pierwszych rozmów, bo trzeba było zacząć pracować nad wieloma sprawami. Kruczek doskonale wiedział, że pewne rzeczy zajmą wiele czasu, bo to się będzie musiało wszystko docierać. Zna bowiem tę sytuację z innej strony, bo przecież kiedyś, gdy był trenerem głównym kadry, z jego drużyny do indywidualnej pracy z Hannu Lepistoe odszedł Adam Małysz. Kamil Stoch znowu chce być w gronie najlepszych na świecie. Na trenerach ciąży wielka odpowiedzialność Bez dwóch zdań, Stoch obdarzył wielkim zaufaniem zarówno Doleżala, jak i Kruczka. On ma 37 lat i jest u schyłku kariery, a jednak chce z niej jeszcze wycisnąć tyle, ile można. Chce znowu wrócić do grona najlepszych na świecie, a pomagać mają w tym wspomniani trenerzy. - Dostaliśmy wielki kredyt zaufania, ale też ciąży na nas wielka odpowiedzialność. Oczywiście, że praca z takim mistrzem jest wielkim wyróżnieniem, ale też wiele osób będzie na nas patrzeć. Trzeba będzie się wykazać i pokazać swoje trenerskie umiejętności. Jest to wszystko obarczone wielkim ryzykiem, ale też to jest dla nas przywilej, że możemy pracować z Kamilem - powiedział Doleżal. - Mamy dogadane zakresy współpracy na linii nasz sztab - kadra narodowa - PZN. Organizacyjnie jest to podopinane. Wciąż otwierają się kolejne drzwi do współpracy. Na pewno wszyscy muszą ze sobą współpracować. My mamy cel związany z Kamilem, związek i kadra mają swoje cele i to wszystko trzeba spiąć. To muszą być tryby, które będą się wzajemnie napędzały, bo inaczej to nie zadziała na żadnym polu - dodał Kruczek. W Wiśle Stocha z wieży trenerskiej puszczali trenerzy grupy bazowej, czyli Krzysztof Miętus i Zbigniew Klimowski, bo nasz mistrz jechał w grupie skoczków krajowych i takie były ustalenia. W kolejnych konkursach nie będzie też tak, że na wieży pojawi się Doleżal. To wszystko jest już ustalone. Sztab Stoch otrzyma jednak od trenerów kadry filmy do analizy. - To na pewno lepsza sytuacja, jeśli zawodnika puszcza jeden trener, bo w końcu Kamil jest w kadrze - przyznał "Dodo". Kruczek wtrącił też, że kiedy trenerem Małysza był Lepistoe, to nie Fin a on puszczał "Orła z Wisły" I tak było do igrzysk olimpijskich w Vancouver. - Nie ma co ukrywać, że cele są najwyższe. W Wiśle Kamil nie pokazał takiego poziomu, jaki prezentował na treningach. Zrobiliśmy już analizę tego, co się stało. Wiemy, dlaczego tak było, bo jednak w zawodach mocno odbiegał poziomem od skoków treningowych - mówił Doleżal. - Dostaliśmy trochę po łapkach. To był po prostu zły weekend w wykonaniu Kamila. On sam zresztą powiedział, że to były dwa najgorsze dni tego lata. Sam wie, gdzie jest. Kiedy wyjeżdżaliśmy na zagraniczne zgrupowania, to cały czas miał okazję konfrontować się z najlepszymi. I to utwierdza go w przekonaniu, że wszystko idzie w dobrą stronę - dodał Kruczek. Był już taki pomysł, by Doleżal pracował w kadrze razem z Kruczkiem Nie ma chyba osoby, która sądziła, że kiedykolwiek powstanie takie duet trenerski Doleżal - Kruczek. Tymczasem, jak się teraz okazuje, taki pomysł pojawił się już w czasie zimowych igrzysk olimpijskich w Pekinie. To był sezon, kiedy naszym skoczkom nie wiodło się najlepiej. Do tego doszła kontuzja Stocha i koronawirus u Kubackiego. Była też afera z butami polskich skoczków, które tuż przed igrzyskami nie zostały dopuszczone przez FIS. Ostatecznie Biało-Czerwoni wrócili z Zhangjiakou, bo tam odbywały się konkursy skoków, z brązowym medalem Dawida Kubackiego. Polacy tej zimy trzykrotnie stawali na podium w Pucharze Świata. - Nie wiem, czy pamiętasz Pekin? - zapytał Doleżal, a Kruczek dodał: - Odbyliśmy taką rozmowę w Pekinie. Do tej rozmowy doszło po tym, jak medal zdobył Kubacki. Pomysł nie zdążył się jednak rozwinąć. Oczywiście to nie była idea, by w takiej konfiguracji, jak teraz stworzyć sztab. To było planowanie przyszłości i budowy nowego, trochę zmienionego sztabu. Kilka tygodni później Doleżal przestał być trenerem kadry, wobec dużych oporów starszych skoczków, a jego miejsce zajął Thurnbichler. Z Wisły - Tomasz Kalemba, Interia Sport