W tym sezonie Pucharu Świata w skokach narciarskich był już jeden taki moment, gdy wydawało się, że Kamil Stoch łapie wiatr w żagle i stabilizuje swoją formę. Mowa rzecz jasna o okresie Turnieju Czterech Skoczni. Tam Stoch prezentował się naprawdę bardzo solidnie. Wystarczy spojrzeć na końcowe wyniki imprezy. Trzykrotny tryumfator tego prestiżowego turnieju zakończył bowiem te zmagania na miejscu 15 - najlepszym z Polaków. Polacy na wstecznym biegu, Piotr Żyła nawet nie dotarł na belkę. Domen Prevc triumfuje Po zmaganiach w niemiecko-austriackiej imprezie przyszła jednak wyraźna obniżka formy. Stoch miewał dobre próby, ale to były bardziej wyskoki niż regularne pokazywanie się z najlepszej strony. Zmianą w tym kontekście ma być weekend, który odbył się na skoczni w japońskim Sapporo. U Stocha wciąż brakuje tego błysku, nie ma skoków, które można byłoby nazwać "petardami", ale w końcu pojawiła się tak wyczekiwana regularność. Stoch zadowolony. Najlepszy weekend w sezonie Sam zainteresowany również jest z tego faktu zadowolony. - Było nieźle, powiedziałbym, że to chyba był najlepszy dla mnie weekend w tym sezonie. Może bez jakiejś rewelacji, ale było solidnie. Dziś było trochę gorzej niż wczoraj. Pomimo tego, że starałem się robić to samo, to napięcie mięśniowe i trochę zmęczenie spowodowało, że nie byłem w stanie zrobić tego samego. Taką mam tę zimę, że drobne zmiany w czuciu ciała sprawiają, że nie jestem w stanie zrobić tej samej rzeczy z dnia na dzień. Pomimo tego, że te skoki były bardzo agresywne, to działało i było całkiem okej - powiedział uśmiechnięty Stoch po konkursie przed kamerami Skijumping.pl. Kubacki postraszył rywali na Okurayamie. Komplet Polaków w konkursie głównym Adam Bucholz z tej samej redakcji na Twitterze potwierdził, że faktycznie tak było. Polak w ten weekend zdobył 35 punktów, co jest rekordem tego sezonu. Wcześniejszy wynosił 34 oczka. To, co można było zauważyć gołym okiem, to poprawa w prędkościach najazdowych Stocha. Rekordzista skoczni w Sapporo przyznał, że ten weekend był kolejnym, gdy starał się maksymalnie pracować nad dobrą pozycją najazdową na progu skoczni. - To była kontynuacja tego, co robiłem w Lake Placid. Tu ten rozbieg był trochę inny, bardziej płaski w stosunku do tego w USA. Tutaj to funkcjonowało trochę lepiej niż tam, a wczoraj nawet bardzo dobrze funkcjonowało. Dziś nie było tak idealnie i nie byłem w stanie zrobić tego samego jeden do jednego. Od Zakopanego czuje się lepiej, podchodzę z większym dystansem do tego, co robię. Ta zima jest, jaka jest, ale nie poddaje się. Trzeba walczyć - dodał Stoch.