Eetu Nousiainen pod koniec poprzedniego sezonu wypadł z kadry A Finlandii i wydawało się, że jego przygoda ze skokami narciarskimi może się zakończyć. Miał już 23 lata i chyba nikt nie wierzył, że uda mu się jeszcze dostać choćby do szerokiej światowej czołówki. Nikt oprócz niego, bo tylko swojemu uporowi zawdzięcza, że dziś ma szansę walczyć o czołową "10" w konkursach Pucharu Świata. - Musiałem myśleć o tym, czy będę miał co zjeść w przyszłym tygodniu. Wystawiłem na sprzedaż sporo rzeczy, by móc sfinansować swój trening. Ale tak naprawdę decyzja trenera jeszcze bardziej mnie zmotywowała do pracy. Powiedziałem sobie, że to nie może się skończyć w ten sposób - powiedział Fin w rozmowie z portalem "skijumping.pl". Czytaj także: "Ten sezon obnażył nasze słabości" I swoją wytrwałością najpierw wrócił do fińskiej kadry, a potem zaczął coraz regularniej skakać w Pucharze Świata. Jego występy na mamucim obiekcie w Oberstdorfie, gdzie zajął 15. i 8. miejsce, dają nadzieję, że kolejny sezon może być jeszcze lepszy i w końcu, po wielu latach, znów zobaczymy Fina regularnie punktującego w konkursach. Dla samej dyscypliny byłoby to wskazane, bo kiedy fińscy skoczkowie odnosili sukcesy, pod skoczniami, których w tym kraju nie brakuje, gromadziły się tłumy, a teraz puste miejsca aż kłują w oczy.