Szalony dzień w Planicy i ciągła zmiana decyzji. "To było wymagające dla skoczków"
W piątek w Planicy było może tylko 30 minut, kiedy pojawiła się szansa na to, że konkurs indywidualny dojdzie do skutku. I dlatego jury postanowiło przedłużyć czekanie na dobre warunki. Kiedy wydawało się, że zawody rozpoczną się o godzinie 17.00, podjęto decyzję o ich przełożeniu. I słusznie, bo za moment wiatr znowu szalał pod Letalnicą.

Początkowo zawody miały się rozpocząć o godzinie 15.00. Już w czwartek jednak pojawiły się informacje o tym, że w piątek na Letalnicy warunki raczej nie będą się nadawały do skakania.
I czarny scenariusz się sprawdził. Najpierw odwołano serię próbną, a potem przesuwano o pół godziny rozpoczęcie konkursu.
Thomas Thurnbichler: Jedyna decyzja, jaką można było podjąć
W końcu po godzinie 17.00 podjęto decyzję o tym, że zawody zostaną przełożone na sobotę na godz. 8.45. Po zaległym konkursie indywidualnym mają zostać rozegrane zawody drużynowe (ok. godziny 10.15).
- To była jedyna decyzja, jaką można było podjąć. Konkurs był ciągle przesuwany i miał wystartować. Kiedy popatrzyłem na monitor przed rozpoczęciem zawodów i zobaczyłem jak wieje, to dla mnie było jasne, że nie ma szans na przeprowadzenie konkursu - powiedział Thomas Thurnbichler, trener polskiej kadry.
Dla zawodników najgorszą sytuacją było to, że przez trzy godziny musieli być cały czas w gotowości startowej.
- Takie czekanie w połączeniu z lotami narciarskimi, w których tak ważna jest koncentracja, to wymagające połączenie - przyznał Austriak.
W sobotę zawodników czeka zatem wcześniejsza pobudka. Zapewne będą musieli wstać około godziny 6.00.
- Na szczęście prognozy pogody są łaskawe na sobotę - mówił trener polskiej kadry.
Przyznał on też, że w sobotnim konkursie drużynowym na pewno wystąpią: Piotr Żyła, Kamil Stoch i Aleksander Zniszczoł, a decyzja o czwartym zawodniku zostanie podjęta później.
Andrzej Stękała zapytany o to, czy w piątek dało się skakać, odparł: - Kiedy wyjeżdżaliśmy do góry, to było naprawdę spokojnie. Z góry widziałem, że wstążki na skoczni kręciły się, ale nie wydawało się, żeby było jakoś strasznie. Byliśmy gotowi, żeby polatać, ale los tak chciał.
Z Planicy - Tomasz Kalemba, Interia Sport










