Skoki na 122,5 i 128 m dały Kotowi dziewiąte miejsce w konkursie. W klasyfikacji PŚ jest piąty, a na fotel lidera wskoczył Stoch. - Wkradły się trochę błędy, a z tak niskiego rozbiegu przy takich warunkach nie można sobie na nie pozwolić. Dzisiaj szczegóły odgrywały rolę, a one nie były dopilnowane. Nie do końca jestem zadowolony, ale jutro też jest dzień - mówił po sobotnich zawodach Kot. - Punkty plusowe, minusowe nie do końca odzwierciedlały to, co działo się na skoczni. W drugim skoku miałem sporo odjętych punktów, choć wiatr bardziej mi przeszkodził niż pomógł. Zaraz za progiem było mocno w plecy i musiał troszkę wyczekać, a kiedy przyszedł wiatr z przodu, to nie byłem na to gotowy. Ale ten, kto skakał najlepiej, wygrał. Więc nie ma też co zwalać na warunki - opisywał rywalizację na skoczni nasz zawodnik. Czy sędziowie nie zepsuli skoczkom zabawy tą niską belką? - Przede wszystkim zepsuli zabawę kibicom. Dla nas najważniejszy jest wynik, a kibice chcieliby oglądać dalekie skoki. Jury się bało, że jeśli wiatr zmieni kierunek, to zawodnicy mogą odlecieć daleko. Woleli bezpiecznie dokończyć zawody niż szarżować. Trudno im się dziwić, choć jedna-dwie belki w górę by nie zaszkodziły - mówił Kot. - Dla Kamila niska belka była jak najbardziej korzystna. Nie było dalekich skoków, więc nie było dużych przeciążeń i po dzisiejszym dniu to kolano nie będzie mu tak doskwierać - stwierdził skoczek z Zakopanego, wspominając o kontuzji Stocha. - Sportowa złość jest, niedosyt, ale trzeba wszystko przeanalizować i przygotować nowy plan na jutro - podkreślił. - Trzymanie się cały czas w pierwszej dziesiątce to jest plan minimum. Ale jednak chciałoby się z tego poziomu wskoczyć trochę wyżej - nie ukrywał Kot. - Duże zainteresowanie kibiców skokami jest dobre, ale to wiąże się z dodatkową presją, z którą trzeba umieć sobie radzić - powiedział. Z Wisły Waldemar Stelmach Już dziś możesz wesprzeć WOŚP! Czekamy na Ciebie na pomagam.interia.pl!