- Kapitalne zawody, niesamowite emocje - stwierdził Tajner. To największy sukces w tej konkurencji od dwóch lat. Bezsprzecznie pomógł w tym także nowy szkoleniowiec Austriak Stefan Horngacher. - To nie tylko ja miałem nosa, by go zatrudnić. Wszyscy byliśmy zgodni. Znamy go od dawna, to była najlepsza kandydatura. Trzeba było go jedynie przekonać do pracy w Polsce i to nam się udało - wspomniał Tajner, który przyznał, że po cichu liczył na zwycięstwo Stocha. - On tak solidnie i pewnie od jakiegoś czasu skacze, że to było możliwe. Później jednak wydarzył się upadek w Innsbrucku, który zachwiał wszystkim. Nie wiadomo było, co się stało. Mogła przecież jakaś kostka pęknąć i byłoby po zawodach. Kamil z tym bolącym ramieniem skoczył na czwarte miejsce w trzecim konkursie. A w Bischofshofen były idealne warunki dla tych zawodników, którzy skaczą dobrze i równo. Trochę postraszyli Daniel Andre Tande i Jurij Tepes, ale ostatecznie to Kamil był górą - zaznaczył były trener m.in. Adama Małysza. By doprowadzić do takiego sukcesu, musiało się jednak w polskich skokach wiele zmienić. - Przede wszystkim Horngacher wprowadził trochę inny trening. Potencjał naszych zawodników był ogromny, ale on wniósł jeszcze dobrą atmosferę i od razu uzyskał zrozumienie u zawodników. Postawił warunki, określił zasady, kontrolował zajęcia. Wydarzyła się cała masa rzeczy, które spowodowały, że zespół został scalony, a chłopcy na górze zaczęli się wspierać. Tak wcześniej nie było - przyznał Tajner. Nie bez znaczenia były także zmiany w sprzęcie, zwłaszcza w kombinezonach. - Uporządkowaliśmy to. W tej chwili jest to taki przemysł, że trzeba nad wszystkim panować i mało tego - wyprzedzać także innych, a to nam się udaje - powiedział. Szef związku nie ukrywa także, że mocno zostały naostrzone apetyty przed mistrzostwami świata w Lahti. - Myślę, że musimy stawiać sobie wysokie cele na tę imprezę. Przygotowanie jest solidne, trwałe i powinno wystarczyć na cały sezon. W Turnieju Czterech Skoczni to nie był wystrzał. Formę widać od początku grudnia, a chłopcy się jeszcze rozkręcają. Widać też osłabienie u naszych rywali - Austriaków, Niemców, Norwegów. Oni będą musieli się od nowa budować. To wszystko się oczywiście może zmienić, ale na tym etapie dominujemy - zauważył. Po raz pierwszy w historii na podium TCS stanęło dwóch polskich skoczków narciarskich. Na czwartej pozycji rywalizację ukończył Maciej Kot.