Oczekiwał pan takiego sukcesu? Stefan Horngacher: - Nie, oczywiście, że nie. Kamil był w bardzo dobrej formie, wiedziałem, że jest szansa, by to wygrać. Przed ostatnim konkursem w Bischofshofen widziałem, że Kamil się mocno denerwuje, ale Daniel Andre Tande nie wytrzymał presji. Dla mnie największą niespodzianką jest postawa Piotrka Żyły. No właśnie, co pan takiego zrobił, że pan go "obudził"? - On sam to zrobił, ja mu tylko pokazałem drogę. To jego zasługa. Trzech Polaków ukończyło Turniej Czterech Skoczni w czołowej czwórce. To coś niesamowitego, zgodzi się pan? - To coś, co nieczęsto się zdarza. Niewątpliwie jest to historyczne wydarzenie, jestem bardzo szczęśliwy, że tak się wszystko ułożyło, ale nie możemy spocząć teraz na laurach. Bardzo ważne jest, by na spokojnie przygotować się do kolejnych konkursów i oczywiście na mistrzostwa świata. Sezon się jeszcze nie skończył. Czyli świętowania nie będzie? - No może trochę tak... Zasłużyliśmy na to, ale nie za dużo. Ten turniej był dramatyczny. W Innsbrucku upadek Stocha chyba wszystkich kosztował wiele nerwów. Jak pan to wtedy ocenił? - To kosztowało nas mnóstwo stresu, ale na szczęście nic wielkiego się nie stało. Bark był obity, ale pozwalał na oddawanie skoków, więc odetchnęliśmy z ulgą. Pomyślał pan wtedy, że turniej dla Stocha się skończył? - Pewnie. Jak po raz pierwszy zobaczyłem go w budzie, pomyślałem, że to koniec. Wtedy nie można nic zrobić. Taki jest sport. Później obejrzał go lekarz, dał zielone światło. Kamil też powiedział, że chce skakać. Ja się nie wtrącałem, to była jego decyzja. A co powiedział pan Kamilowi przed ostatnim skokiem w turnieju? - By nie myślał i podszedł do tego jak do treningu. Zresztą właśnie treningowy skok wystarczył, żeby wygrać. To nie były idealne próby. Jak ważny jest to dla pana sukces? - Oczywiście jako człowiek chcę również zdobywać różne tytuły, ale to nie szkoleniowcy wygrywają medale, a zawodnicy. Jestem bardzo szczęśliwy, że zdecydowałem się objąć posadę trenera reprezentacji Polski. Trzeba jednak powiedzieć, że to zasługa całego teamu, nie tylko moja czy skoczków. Teraz czekają was zawody Pucharu Świata w Wiśle i Zakopanem. To będzie prawdziwy szał. Wie pan o tym? - Tak wiem. Nie boję się tego. Wydaje mi się, że chłopcy w ostatnich miesiącach nauczyli się, że trzeba bardzo mocno stąpać po ziemi. Nie można odpuścić, trzeba cały czas mocno trenować. Najpierw należy załatwić wszystkie rzeczy, jakie są do zrobienia. A reszta przyjdzie wtedy sama. Dostaną zawodnicy teraz trochę wolnego? - Weekend będzie wolny, ale w poniedziałek spotykamy się już wszyscy na treningu. Nie możemy teraz odpuścić. Po takim sukcesie w Polsce oczekuje się już tylko złotego medalu mistrzostw świata. Zdaje pan sobie z tego sprawę? - W Polsce zawsze wszyscy chcą złota. To nie jest żadna nowość i jestem na to przygotowany. W Bischofshofen rozmawiała Marta Pietrewicz