Zapytaliśmy lidera polskich skoczków o to, jak mu się udało uniknąć upadku po drugim skoku, gdy zachwiało nim podczas lądowania. - Nie przesadzajmy. Bywało trudniej przy lądowaniu, chociażby tydzień temu, w Oberstdorfie - odparł Stoch. - Rzeczywiście lądowanie było zachwiane, ale wszystko było pod kontrolą. Zatem nie ma problemu. Trochę długo czekałem z lądowaniem, bo patrzyłem, gdzie ta linia 145. metra jest (śmiech). Czasem chcę jeszcze te parę metrów dalej polecieć i zapominam podwozie wysunąć, przez co później się muszę spieszyć (śmiech). Czy lot na 141.5 m, dający Polakowi rekord przebudowanej Wielkiej Krokwi był jego najlepszym w sezonie? - Były lepsze i wierzę, że stać mnie na jeszcze lepsze, ale owszem, to był jeden z lepszych skoków, jakie oddałem tej zimy, więc nie będę mówił, że skoczyłem kiepsko, bo skoczyłem super - oznajmił Kamil. Zapytany o plany na niedzielny konkurs indywidualny, Stoch odpowiedział gestem: bojowym wyprostowaniem ręki z zaciśniętą pięścią, oznaczającym "Do boju!". Czy 141.5 metra na zakopiańskim obiekcie to granica bezpiecznego skakania? - Mam nadzieję, że da się tu skakać dalej, bo inaczej po co byłaby ta przebudowa? Uważam, że można tu skoczyć 145 m i bezpiecznie wylądować, nawet telemarkiem - zaznacza Kamil Stoch. Zobaczcie też rozmowę Krzysztofa Srogosza z Kamilem Stochem: Z Zakopanego Michał Białoński i Waldemar Stelmach