Skoki narciarskie u naszych południowych sąsiadów już od dłuższego czasu są w poważnych tarapatach. Kibice widzą przede wszystkim brak wyników sportowych na najwyższym szczeblu rywalizacji, ale kłopoty leżą u podstaw. To między innymi kwestie finansowe, odpływ kadry szkoleniowej i zawodników, czy brak nowoczesnej infrastruktury. Głos w sprawie kryzysu zabrał szef czeskich skoków narciarskich - Jakub Janda. Były skoczek szczerze przyznał, że sytuacja jest na tyle poważna, że już wkrótce dyscyplina w jego kraju po prostu może przestać istnieć. "Jeśli nie znajdziemy trzech milionów koron, skoki narciarskie w naszym kraju mogą zniknąć. Taki jest obraz sytuacji. Musimy bardzo się starać, ale wierzę, że odniesiemy sukces i nie pozwolimy, aby ten sport umarł" - powiedział Janda, dla rozgłośni radiowej Radiožurnál. Czytaj też: W skokach pojawi się rywalizacja klubów? Jan Winkiel: "To przyszłość" Fala odejść i plan ratowania czeskich skoków Ostatni czas to fala odejść z czeskich skoków. Pożegnać się ze sztabem szkoleniowym postanowił Jan Matura, który pełnił rolę asystenta trenera. Dawniej też skoczek narciarski, wzmocni teraz sztab francuski. Karierę postanowili natomiast zakończyć: Tomas Vancura, Vojtech Stursa, Cestmir Kozisek oraz Viktor Polasek. Filip Sakala podjął z kolei decyzję o indywidualnym toku treningu. Spośród starszych skoczków pozostał jedynie Roman Koudelka. Janda dodał szczerze, że jako związek nie byli w stanie godnie zapłacić Janowi Maturze. Ten otrzymał lepszą ofertę i z niej skorzystał. "Mamy pewne talenty, które trzeba wypracować, aby przejście z kategorii juniorów do seniorów było jak najlepsze. Wierzę, że za kilka lat uda nam się wprowadzić ich na mistrzostwa świata, żeby tam wystąpić i przynajmniej zdobyć punkty" - przyznał szef czeskich skoków. Pozostaje wierzyć, że ten plan się powiedzie.