24-letni słoweński skoczek Ziga Jelar od dłuższego czasu godzi karierę zawodowego skoczka i występy w Pucharze Świata z rozwojem swojej muzycznej kariery. Wypuścił już kilka własnych utworów i teledysków, śpiewa zarówno po słoweńsku, jak i angielsku, a do tego gra m.in. na gitarze. W ostatnim czasie Słoweniec miał przymusową przerwę od rywalizacji spowodowaną zakażeniem koronawirusem. Na szczęście jednak najgorsze kłopoty zdrowotne już za nim. Jak przyznaje w rozmowie z Interią, powoli planuje powrót na skocznię. Opowiedział nie tylko o swoich sportowych planach na ten sezon, ale przede wszystkim o muzycznej pasji. I przyznał, że zastanawiał się kiedyś, czy nie zorganizować koncertu dla publiki w Zakopanem. Czy zobaczymy go kiedyś w duecie muzycznym z Piotrem Żyłą? Justyna Krupa, Interia: Przede wszystkim, jak się pan czuje po przebytym zakażeniu koronawirusem? Podobno miał pan dość poważne dolegliwości i konieczna była dłuższa przerwa w treningach. Kiedy można się spodziewać pana powrotu na skocznię? Ziga Jelar, reprezentant Słowenii w skokach narciarskich: - Codziennie jestem w nieco lepszej formie. Choć przyznam, że było to wszystko trudne dla mnie. Zwłaszcza, że zakażenie przytrafiło mi się tuż przed startem sezonu zimowego. Wróciłem już do treningów, ale są one dostosowane w pewnym stopniu do mojej aktualnej dyspozycji i sytuacji. Nie skakałem jeszcze ostatnio, ale sądzę, że za mniej, niż dwa tygodnie będę mógł wrócić na skocznię. A po powrocie do pełni formy, jakie cele stawia pan sobie na ten sezon? - Chciałbym się znaleźć w składzie zespołu na igrzyska olimpijskie. To mój główny cel na ten moment. No i to, żeby w końcu mieć szansę polatania na mamucie w Vikersund. Do tej pory zawsze coś stawało mi na przeszkodzie i nie byłem w stanie tam w poprzednich latach wystartować. Nie jest tajemnicą, że od dłuższego czasu łączy pan skakanie z przygodą muzyczną. Nie tylko gra pan na gitarze, ale też śpiewa, pisze własne piosenki, nagrywa profesjonalne klipy muzyczne. Niedawno miała miejsce premiera pana nowego utworu. Podobno to piosenka w duchu świątecznym? - Tak, kilka dni temu była premiera mojej nowej piosenki "Naj Snezi", wraz z wideo-klipem ją promującym. To świąteczna ballada. Opowiada o tym, jak dwoje bardzo bliskich przyjaciół nie zdaje sobie sprawy, że mają miłość swojego życia tuż koło siebie. Kto był za młodu pana muzyczną inspiracją? I jakie teraz zespoły najbardziej do pana przemawiają muzycznie? - Kiedyś były to takie zespoły, jak Queen czy Rolling Stones, słuchałem też Elvisa Presleya. Teraz podziwiam m.in. Harry’ego Stylesa i Billie Eilish. Na początku jednak moim muzycznym bohaterem był nasz największy słoweński muzyk Slavko Avsenik. Już jako trzylatek słuchałem jego koncertów i oglądałem je w telewizji. Pamiętam, że jako dzieciak połamałem plastikowy akordeon, bo za dużo na nim grałem. Zdarzało się panu kiedyś grywać na gitarze w duecie z polskim skoczkiem Piotrem Żyłą? On też jest fanem gitary, wiadomo, że gra na tym instrumencie relaksuje go przed startami w zawodach. Może kiedyś nagracie jakiś utwór wraz z Piotrem? - Kiedyś mieliśmy okazję razem pograć na gitarze, chyba podczas Raw Air w 2020 roku. Tuż przed tym, jak impreza została ostatecznie odwołana. A co do wspólnego wideo-klipu z Piotrem - nigdy nie mów nigdy. Jeśli byłaby okazja, kilka luźniejszych dni między zawodami, to zobaczymy (śmiech). Wymyśla pan czasem fragmenty swoich piosenek podczas pobytu na zawodach Pucharu Świata? - Co to, to nie. W trakcie zawodów jest zbyt duże napięcie i poziom adrenaliny. Jestem wtedy w stu procentach skoncentrowany na moich skokach. Ale muzyka na pewno pomaga mi się relaksować przed rywalizacją i motywuje mnie do działania. Zdarza mi się natomiast pisać fragmenty piosenek będąc w podróży. A nawet w hotelowym pokoju na zgrupowaniach. Słowa piosenek pisze pan sam? - Tak, w całości piszę je samodzielnie. Moim celem jest to, by w całości samemu przygotowywać utwór - nie tylko słowa, ale i muzykę. Tak, by słuchacze mogli naprawdę poznać mnie poprzez muzykę - co czuję, co chcę wyrazić. I jaką jestem osobą. Jak to się w ogóle stało, że zaczął pan się tak mocno interesować muzyką? - Zacząłem jeszcze jako kilkulatek od gry na akordeonie. Niedługo potem chciałem spróbować już gry na gitarze, ale okazało się, że miałem jeszcze zbyt małe dłonie, żeby poradzić sobie odpowiednio ze chwytami. Pamiętam, jak czułem się wtedy wściekły i smutny. W końcu jednak, kilka lat później, zacząłem też grać na gitarze. Generalnie potrafię grać na akordeonie, na pianinie, a także co nieco na perkusji. Woli pan śpiewać po angielsku, niż po słoweńsku? - Wcale nie! Zdecydowanie wolę śpiewać po słoweńsku, poza wszystkim jest to dla mnie łatwiejsze. Chciałem jednak zaprezentować też utwory po angielsku odbiorcom spoza Słowenii. Tak, by od razu byli w stanie zrozumieć, o czym śpiewam bez potrzeby tłumaczenia tego. Kto wspomagał pana przy nagrywaniu pańskich wideo-klipów? Ten do piosenki "Greva nad oblake" jest plenerowy, trzeba było chyba naprawdę napracować się przy jego realizacji. - Pracuję z dwiema profesjonalnymi agencjami. Organizujemy spotkania, na których tworzymy plan dotyczący realizacji wideo-klipów. Ustalamy lokalizację, omawiamy sceny, przygotowujemy scenariusz i ustalamy dobór aktorów. Dyskutujemy i wybieramy najlepsze rozwiązanie. Muszę przyznać, że "Greva nad oblake" to był klip dość trudny do zrealizowania, bo jest zrobiony niejako "odwrotnie". Przy nagrywaniu klipu chodziłem normalnie, ale śpiewałem już do tyłu. Wierzcie mi, nie było łatwo nauczyć się całego tekstu wspak (śmiech). Może kiedyś, przy okazji zawodów w Zakopanem, byłby pan w stanie dać też koncert dla polskiej publiczności? - Może faktycznie byłoby to do zrealizowania, razem z ekipą moich dźwiękowców rozmawialiśmy kiedyś o tym. Wszyscy oni byli zgodni, że fajnie byłoby kiedyś zagrać w Zakopanem. Może w przyszłości się uda! Jakie są pana długoterminowe cele związane z muzyką? Na pewno nie jest łatwo na co dzień godzić tę pasję ze skokami. - Już po karierze chciałbym zorganizować taki naprawdę wielki koncert. Jeśli jednak chodzi o bliższe plany, to zamierzam niedługo wydać album z prawdziwego zdarzenia. Liczę, że uda się to zrealizować już w przyszłym roku. Wydaje się, że ma pan bardzo dobry kontakt z polską ekipą skoczków, mimo różnicy wieku, bo zdecydowana większość z polskich zawodników jest od pana jednak starsza. - Bardzo szanuję wszystkich polskich skoczków, całą ekipę. Zawsze są otwarci na rozmowę, pełni szacunku wobec innych zawodników i służą wsparciem. Kamil Stoch jest np. starszy ode mnie, ale zawsze bardzo pozytywny, miły i w porządku wobec mnie, nawet, jeśli jestem od niego trochę młodszy. Skoro spędza pan z polską ekipą stosunkowo sporo czasu, potrafi już pan coś powiedzieć po polsku? - Trochę tych polskich słów już poznałem: dziękuję, dzień dobry, jak się masz, smacznego... i jeszcze nieco więcej. Na pewno sporo rozumiem, o ile tylko polscy skoczkowie nie mówią zbyt szybko, ale niektóre sformułowania cały czas są dla mnie wyzwaniem. Zbliża się wielkimi krokami rywalizacja w Pucharze Świata w Wiśle. W tym roku wprawdzie nie będzie pan w stanie wystartować, ale chciałam zapytać, jak generalnie odbiera pan tę lokalizację i skocznię? Nie brakuje zawodników w PŚ, którzy narzekają na obiekt w Wiśle - choćby Simon Ammann. - Jestem wielkim fanem polskich konkursów, zawsze jest tam naprawdę dobra atmosfera, a i same lokalizacje - czyli Wisła i Zakopane - bardzo mi się podobają. Co roku cieszę się na skoki w Polsce, na perspektywę skakania przed polskimi kibicami. Choć muszę przyznać, że też nie przepadam za samą skocznią w Wiśle, zawsze miałem tam trudności. Ale to nie przeszkadzało mi cieszyć się samym pobytem tam i rywalizacją. Rozmawiała: Justyna Krupa