Kalendarz Pucharu Świata 2022/2023 bezpośrednio przed mistrzostwami globu nie jest dla zawodników szczególnie korzystny. Po konkusach w Willingen (3-5 lutego) odbyli oni podróż aż do Stanów Zjednoczonych, gdzie rywalizowali na olimpijskiej skoczni w Lake Placid. Po dwóch konkursach indywidualnych oraz historycznej rywalizacji duetów, która zakończyła się zwycięstwem Polaków, czołowych skoczków globu czeka... powrót do Europy i zmagania w Rumunii. Skocznia w Rasnovie ugości już za kilka dni konkurs duetów oraz zawody indywidualne. Wiele wskazuje jednak na to, że zawody, planowane w dniach 18-19 lutego będą mieć bardzo słabą obsadę. Składają się na to co najmniej dwa czynniki. Fatalna obsada konkursów PŚ w Rasnovie Pierwszym jest wspomniany kalendarz, który sprawia, że tuż przed mistrzostwami świata część zawodników woli zregenerować siły po wyczerpujących podróżach. Kolejnym zaś fakt, że w Rumunii odbędzie się tylko jeden konkurs indywidualny. Od dłuższego czasu wiadomo było, że na normalnym obiekcie w "Kraju Drakuli" nie zaprezentuje się lider klasyfikacji generalnej "PŚ", Halvor Egner Granerud. Choć decyzja ta w norweskich mediach budziła wątpliwości, okazuje się, że tropem 26-latka poszło wiele innych gwiazd. Trambulina Valea Carbunarii nie ugości między innymi naszych gwiazd, na czele z Dawidem Kubackim, Piotrem Żyłą i Kamilem Stochem. To jednak nie wszystko, bowiem nie pojadą tam także czołowi Słoweńcy, w tym trzeci w "generalce" PŚ Anże Lanisek czy dziewiąty Timi Zajc. Już absencja tych skoczków sprawia, że z czołowej "10" Pucharu Świata zobaczymy maksymalnie pięciu zawodników. A to wcale nie musi być koniec, bowiem wątpliwy wydaje się też przyjazd najlepszych Austriaków (trener Andreas Widhoelzl, cytowany przez stronę związku mówi o "kilku spokojnych skokach, by móc się przygotować do mistrzostw świata"), z których aż trzech (Stefan Kraft, Manuel Fettner i Daniel Tschofenig) zajmuje lokaty w gronie najlepszych dziesięciu zawodników globu. Gdyby i oni wypadli z akcji, w Rasnovie możemy z czołowej dziesiątki klasyfikacji generalnej oglądać jedynie Ryoyu Kobayashiego (aktualnie jest szósty) i Andreasa Wellingera (siódmy). I to przy założeniu, że także ich sztaby nie postawią na treningi w miejsce startów.