Aleksander Zniszczoł już po piątkowych skokach w Wiśle kręcił nieco nosem. Serię próbną przed sobotnim konkursem Letniego Grand Prix zakończył poza dziesiątką. Po pierwszej serii zawodów plasował się na szóstej pozycji, ale zepsuł drugi skok. Uzyskał dopiero 13. wynik i to spowodowało, że spadł na ósme miejsce. Kibice oniemieli pod skocznią w Wiśle. Historyczny wynik, został bohaterem Aleksander Zniszczoł: palił mi się tyłek Był najlepszym z Polaków, ale po konkursie minę miał skwaszoną. Nie ma co ukrywać, że postawa polskich skoczków nieco martwi, bo jednak obsada zawodów w Wiśle jest dość przeciętna. Do tego w niedzielnym konkursie będzie mogło wystąpić tylko czterech Polaków. Taką niewielką kwotę startową, patrząc na możliwości, ma nasz kraj. To wynik słabszej dyspozycji w ostatnich kilkunastu miesiącach. Na szczęście jednak Zniszczoł znalazł się w kadrze na niedzielne zawody. - Dawno nie mieliśmy tak małej kwoty startowej. Walczymy jednak o to, żeby było lepiej. Obcięli jednak kwoty i zmienili rankingi. Mamy zatem taką sytuację, ale staramy się o dodatkowe miejsce dla naszego kraju. Przed sobotnim konkursem było zatem wiadomo, że walczymy o cztery miejsca na niedzielny konkurs. Nie sparaliżowało mnie to, ale odczułem tę informację - powiedział 30-latek z Wisły. Sobotni konkurs wygrał Norweg Marius Lindvik. Z Wisły - Tomasz Kalemba, Interia Sport