Trudno nazwać to wojną, ale konflikt na linii kobiety - Międzynarodowa Federacja Narciarska jest już zauważalny. Najlepsze skoczkinie narciarskie stopniowo zabierają głos niezadowolenia z uwagi na niesprawiedliwe ich zdaniem traktowanie skoków narciarskich pań. Do tej pory najgłośniejszymi były słowa Maren Lundby, która publicznie wyrażała swoje zdanie w wielu kwestiach. Wiosną norweska skoczkini była oburzona faktem, że FIS nie chce dopuścić kobiet do oddawania skoków na obiektach mamucich. "To dyskryminacja. Oni nie mają o niczym pojęcia" - grzmiała Lundby. Teraz do frontu walczącego o sportowe prawa kobiet w skokach narciarskich dołączyły też inne panie. Oburzenie wynika przede wszystkim z faktu, że skoczkinie Puchar Świata zainaugurują dopiero w ten weekend w Ramsau. 18 grudnia kontra 21 listopada robi zatem ogromną różnicę. Przez pandemię zostały odwołane zawody w Lillehammer, Sapporo, Zao i Zhangjiakou. To łącznie dziewięć konkursów. Po jednych zawodach w austriackim Ramsau, panie do rywalizacji powrócą dopiero 23 stycznia po ponad miesięcznej przerwie. Wtedy gospodarzem PŚ będzie słoweńskie Ljubno. Jeśli kolejny raz koronawirus nie zmieni planów organizatorów. W poniedziałek FIS obwieścił, że w zamian za chińskie konkursy, skoczkowie narciarscy powalczą o pucharowe punkty w Polsce. Znalezienie zastępstwa w tym trudnym sezonie jest nie lada wyzwaniem, ale kto wypełni luki w kalendarzu pań? "A kobiety?" - zapytała na Twitterze Maren Lundby, upubliczniając post FIS-u. Złota medalistka olimpijska w rozmowie z norweską telewizją powiedziała, że cała sytuacja jest niezwykle przygnębiająca. Trudno nie zgodzić się z utytułowaną sportsmenką, która mówi frustracji swojej i jej koleżanek ze skoczni. Ciężko też umniejszać wkład pracy pań w przygotowania do sezonu oraz zaangażowanie w codzienne treningi. "Spędzamy tyle samo czasu na przygotowaniach, trenujemy cały czas od marca, a jeszcze nie mogłyśmy rywalizować w zawodach" - powiedziała skoczkini. Na słowa Norweżki zareagował Sandro Pertile. Dyrektor Pucharu Świata próbował wytłumaczyć taki stan rzeczy, godząc się na rozmowę ze szwedzką telewizją SVT. "Zgodnie z umowami telewizyjnymi i sponsoringowymi mężczyźni i kobiety mają różne wartości. Niestety obecny poziom dochodów na organizację zawodów kobiecych nie wystarcza na pokrycie kosztów imprezy. To jeden z powodów, dla których niewiele osób chce organizować konkursy. W męskich skokach dochody są wyższe, więc łatwiej jest znaleźć organizatorów" - wytłumaczył Pertile.